Skończyłam to "Gotenhafen", tu trzeba pochwalić księgarnię Czec, wysłali mi natychmiast jedyny egzemplarz, jaki im został (być może mieli w ogóle tylko dwa). Był w porządku, a nie chcieli ode mnie ani zwrotu ani nawet zdjęcia, że z moim egzemplarzem jest coś nie tak.
Tak więc SKOŃCZYŁAM.
Marna książka, jedyne, co wyszło autorce, to plastyczny obraz wojennego Trójmiasta, dawnej Gdyni i Wrzeszcza, Witomina i Oksywia. Fabuła zagmatwana przez te trudne do przebrnięcia "dwunastolinijkowce", wyjaśnienie intrygi również mało ciekawe. Żadnych dramatycznych zwrotów akcji, może poza sceną w Rumii.
Jestem teraz w trakcie "Wróżb kumaka" i czekam, aż się rozkręci. Być może się nie doczekam. Nie oczekuję zbyt wiele.
Weekend był koszmarny, jedynym miłym akcentem - nowa witryna w salonie, na te wszystkie naczynia, co to jak goście przyjdą, to wołam "znieś mi z góry bulionówki!" albo lecę do byłego zielonego pokoju po filiżanki.
Teraz jest ładnie i jakoś tak jaśniej i przestronniej. Weszło więcej, niż oczekiwałam. Ledy podświetlają półki wieczorem.
Jedynie można skrytykować producenta - za te pieniądze to fronty, czyli drzwi, mogłyby być już złożone, reszta nie sprawiała strasznego problemu. Producent tak się wstydzi swoich wyrobów, że jego nazwy ani strony nie można w żaden sposób namierzyć. I słusznie.
Idę, zapisujemy dziś Deedee na prawo jazdy, bo równo za 3 miesiące kończy 18 LAT.