na blogu też wakacje.
Odpoczywam.
Odpoczywam od robótek - do tego stopnia, że nawet nie chce mi się wymyśleć nowego projektu, ani iść do garderoby po następny kłębek włóczki, jak mi się skończy. Potrafię przesiedzieć ostatnie 40 minut przed spaniem gapiąc się na jakiś program tv albo w fb.
Odpoczywam po weekendzie z P i M i ich małą córeczką P (trzy tygodnie temu) - było miło, ale jak zwykle alkohol, niewyspanie, nocowanie, pościel, śniadanie itd. Niby o to chodzi, ale jak ja co sobotę i niedzielę muszę wstać o 8.00 do "dziecka", to trochę mi obrzydło to goszczenie wszystkich naszych znajomych. Potem idę w poniedziałek do pracy odpocząć. Za stara już na to jestem i za gruba.
Następnie miałam gości z Norwegii - cudownie było. Deedee chodziła cała dumna i blada, kiedy udało jej się zamienić parę słów po norwesku z prawdziwym Norwegiem, Norweg za to niewiele mówi, ale dużo rozumie i zaskakuje w najmniej oczekiwanych momentach. Mały Norweg z kolei rozumie wszystko, po dwóch tygodniach w Polsce zaczął nawet mieszać oba języki w jednym zdaniu. Dostałam to, o czym dawno już myślałam, czyli kłębas zpaghetti w limonkowym kolorze. Tak mi się podoba, że nie wiem, co z niego zrobić, bo nie chcę zepsuć efektu. Deedee za to dorobiła się mnóstwa nowych ciuchów po D, bo mają ten sam rozmiar. Między innymi dopasowanych sukienek, w których wygląda jak milion dolarów. Jedną, elegancką, zabrała do Niemiec, na Kasinoabend. Dostała też piękny przewodnik po Norwegii.
Mały Norweg jest cudownym dzieckiem, takie kiedyś robili, nie wiem, dlaczego przestali. Pogodny, towarzyski, nie hałaśliwy, nie piszczący ani gwiżdżący. Niczego nie rozwala, nie bałagani, wszystko go interesuje, dużo mówi, jeszcze więcej myśli - widać, jak mu się wszystko kłębi w tej małej mózgownicy. Tęsknię.
Wielkimi krokami zbliża się operacja m - 5 września. Ale jeszcze zanim to nastąpi, to chyba uda mu się trochę nabrać wagi, w każdym razie robi co może w tym kierunku.
Następny, czyli ostatni weekend spędziliśmy już tradycyjnie, jak Zgaga ze swoimi Piernikaliami. My mamy za to urodziny naszego B, 6 sierpnia, na których zazwyczaj jesteśmy. Myślę, że udaje nam się tam być dlatego, że jest to po połowie wakacji i człowieka szlag trafia, że nigdzie nie był i chce odpocząć, a jednocześnie jest to doskonały moment do wyjazdu, bo tydzień później jest długi weekend, a my naprawdę nie lubimy jeździć polskimi drogami w długie weekendy. Poza tym, teściowa ma urodziny i imieniny 15 sierpnia, więc nie za bardzo wypada itd itp pierdoły.
A'propos urlopu - baaardzo mieszane uczucia. Z jednej strony, jestem uwiązana przez mamę. Wyjazd do B był okupiony takimi nerwami i fochami, że mało brakowało, a odpuściłabym sobie, delikatnie mówiąc. A chodziło tylko o jeden weekend. Swoją droga, to najbardziej przechlapane miała moja teściowa, a cóż ona winna. Od roku nie ma spokoju w domu, ciągle jest albo pani B - opiekunka, albo my, albo moja siostra czy brat. Akurat ona towarzystwa nigdy nie ma dość, ale ja na jej miejscu bym się powiesiła już jakieś 11 miesięcy temu. Zwariowałabym, gdyby po moim domu, w którym muszę być, bo jestem na emeryturze, kręciłoby się tyle obcych osób. A trochę tego jest - m się nabija, że mam więcej pracowników, niż moja szefowa.
Pani B - opiekunka - codziennie
Pan Mateo - rehabilitant, trzy razy w tygodniu
zamiennie z panem Mateo - pani Agn
pani podolog - raz w miesiącu
pani fryzjerka - co dwa mce
ksiądz - w pierwsze piątki
plus moje rodzeństwo, bo przecież wypada się pokazać (nie jestem złośliwa, tak mi wychodzi)
plus ich dzieci i wnuki raz na jakiś czas, bo przecież chcą odwiedzić babcię
plus pani M do sprzątania co piątek
Oprócz tego rozgrzebaliśmy remont, bo wielka ulewa czerwcowa zalała nam pokój Dextera, który i tak się nadawał do malowania, oj bardzo. A najpierw trzeba było naprawić dach, bo przecieka. W związku z tym co parę dni pojawia się pan W, czasem ze swoim bratem i remontują. Przy okazji stwierdziłam, niech mi machnie przedpokój, bo też ściany brudne do wysokości, gdzie sięgają łapki teściowej.
A wszystko to skumulowało się w zeszłym tygodniu, kiedy to pani B wzięła urlop. A ja nie mogłam. Więc co dzień a siostra, a brat, a jak brat, to z żoną i synem, Deedee bardzo go lubi, ale niekoniecznie co drugi dzień..........
I tak to w jednym tygodniu zamieszanie przy mamie, remont, wizyta gości, nasz wyjazd do Wwy i wyjazd Deedee do Wwy również, ale w niedzielę o 5 rano..................
Plus kota się zsikała w nocy z okazji naszego powrotu. W kuchni.
Plus chciałabym gdzieś wyjechać i się nikogo nie prosić o łachę.
Plus zaczęłam szyć drugą spódniczkę :-)
Plus sąsiadka mi wczoraj wyjechała na wakacje i nie mam z kim kawki wypić po południu. Dobrze, że chociaż z nas wszystkich Zuzia ma czas posiedzieć i pokontemplować na tarasie
PS: Czy już pisałam, że jestem zachwycona "Ziarnem prawdy"? I jeszcze raz gorąco polecam film "Mocna kawa wcale nie jest taka zła"