-
Sobota 05 lipca 2017, 09:03
pojechałyśmy z Deedee na babski wypad, najpierw na cmentarz, potem centrum handlowe - trzeba było zrobić ostatnie zakupy ciuchowe na wyjazd Deedee (to już w niedzielę!).Kiedy dojeżdżałam do portu w Gdyni, przeraziłam się, bo przypomniało mi się, że to właśnie dziś ostatni dzień Openera.Mówię do Deedee:- Wyślij do cioci smsa z mojego telefonu: "trzeba być ostatnim kretynem, żeby wybierać się w Openera na cmentarz"Bo droga na cmentarz prowadzi dokładnie wzdłuż dwóch boków tego lotniska, na którym to wszystko się kłębi.Na moją empatyczną, przemiłą siostrę zawsze mogę liczyć. Przyszła zaraz odpowiedź:"MASZ RACJĘ":-DAle nie było tak źle, tylko z powrotem chwilę trzeba było się powlec. Żeby odreagować, wybrałyśmy galerię Szperk, która bardzo nam się spodobała i weszła do spisu miejsc odwiedzanych przy okazji cmentarza. Deedee obkupiła się w New Yorkerze (uwielbiam lipcowe przeceny!). Tłoku nie było, ciuszki fajne, ja też oczywiście coś tam z wieszaka złapałam dwa razy.Po powrocie do domu okazało się, że za godzinę przyjadą A i D, z dolarami dla Deedee, więc trzeba było naprędce sklecić kolację.Dzień długi, acz owocny. -
Niedziela 05 lipca 2017, 09:49
pół dnia w ogródku, przy kwiatkach, pół dnia szycie i szydełkowanie -
Poniedziałek 05 lipca 2017, 09:59
praca, a po pracy kółko robótkowe zostało zaproszone do udziału w ugoszczeniu sąsiadów z zaprzyjaźnionej gminy w Niemczech. Zaprezentowałyśmy swoje prace i siebie, było bardzo miło, goście pytali, co robimy z naszymi pracami, gdzie sprzedajemy. Jak dowiedzieli się, że nie sprzedajemy, tylko działamy charytatywnie na rzecz Nataniela, to po cichu zebrali co nieco do koperty i dali nam. My za to przed kolacją porozdawałyśmy im upominki - bardzo się cieszyli.Rodzice Nataniela też się na pewno ucieszą z koperty :-)A w ogóle to Nataniel teraz mieszka kilometr od mojego domu, odwiedziłyśmy go z Deedee, bo uszyłam dla niego takie podwieszki pod nóżki do rehabilitacji i poduszkę - motylka do fotelika (12 lipca ma pierwsze urodziny). Mieszkanko malusie, ale tak czysto, że można jeść z podłogi. Pomaganie takim osobom to czysta - nomen omen - przyjemność.Jeszcze trochę i będziemy lokalnymi gwiazdami w naszej gminie ;-) -
Wtorek 06 lipca 2017, 14:48
We wtorek wróciłam z pracy z napełnionym fotelem, który natychmiast zaanektowała DeedeePotem było czekanie na m z tortem (ozdobienie - Deedee, smak - teściowa)Kiedy wrócił m, wyjaśniło się, dlaczego tak długo - szukał sowy dla mnieDostałam też bukiet, ale nie pozostałam dłużna, też miałam bukiet :-)ten kolorowy z tyłu to ode mnie dla m.Zjedliśmy przepyszny tort, wpadł Dexter, potem sąsiedzi, stół kuchenny zapełniał się bukietami i upominkami.Obejrzeliśmy film ze ślubu, wspomniałam, że sukienka ślubna zalega na strychu, Deedee zaraz ją poleciała szukać i znalazła. Przymierzanie (wlazłam! nawet bez większego kłopotu, ha!), zdjęcia, przy okazji znaleźliśmy w walizce gazetę z 1995 roku, czyli 3 lata po ślubie, przeczytaliśmy z zainteresowaniem kursy walut i reklamę najnowszego Forda Escorta.Jak się wszyscy rozleźli po kątach, przystąpiłam do krochmalenia i przypinania serwetek. Zdjęcia też będą, ale muszę je najpierw zrobić... -
Środa 06 lipca 2017, 15:02
M wyjechał rano na trzy dni służbowo.Coraz bardziej przyspieszone tętno w związku z wyjazdem Deedee, załatwianie ubezpieczenia, kserowanie biletu kilka razy, żeby nie zgubiła tu ani tam ani po drodze, wydzwanianie do informacji, jak to jest z tą odprawą, ile czasu przed musi być na lotnisku.Dokupywanie prezentów, pakowanie walizki, telefon do banku z uprzedzeniem, że właścicielka karty będzie w USA, w związku z tym proszę jej w tym czasie nie blokować karty czasem...Sprawdzanie co rusz, czy paszport jest nadal w tym samym miejscu, w którym był.Udało mi się nawet poćwiczyć, Dexter zrobił pyszny obiad - upiekł łopatkę, do tego pure i sałatka.Zawiozłam teściową do biblioteki - tym razem seniorzy fetowali Niemców, odniosłam sąsiadce wykrochmalone serwetki (szpilki, kup szpilki!), odpiłam kawę.Deedee w tym czasie zabawiała konwersacją młodzieńca, który przyjechał do babci (naszej sąsiadki) na wakacje z Manchesteru - okazało się, że świetnie się dogadują, aż dziadek musiał po niego w końcu przyjść wieczorem :-)Wieczorem próbowałam zmęczyć Night Managera, ale po drugim odcinku nadal nie wiem, czy warto. Chyba nie lubię. -
Czwartek 06 lipca 2017, 15:14
Na razie cisza, po pracy się zacznie.Pojadę po maślankę do truskawek i pomidory do kolacji, ubezpieczę Deedee prosto z ulicy, bo pani z Generali mnie po prostu rozwala. Ile może trwać wysyłanie oferty, a potem poprawionej oferty? Na razie dwa dni. Aż zajrzę z ciekawości, czy coś przysłała.CHłe chłe, nic nie ma!Mistrzyni świata.Mogła powiedzieć, że nie ma czasu, to bym nie zawracała głowy. Teraz to już pozwolę jej spokojnie popracować, a w międzyczasie pójdę do biura za rogiem i ubezpieczę.Złośliwa się robię na starość.O 18.00 trzeba będzie wrócić do miasta, bo spotkanie z malarzem od mieszkania D. Może w końcu coś się ruszy w tej sprawie.O, zapomniałabym - jeszcze rozgrzebałam sprawę malowania pokoju w gdyńskim mieszkaniu. Farba wałek kupione. Znalazł się nawet klucz od pokoju, który ma być malowany, a więc jesteśmy na dobrej drodze!Ale największe zmartwienie to to, że nie mogę sobie wymyślić robótki na podróż do i z Warszawy. Ktoś coś?Bo niestety, ale abażuru na lampę nie mam co zaczynać, bo będzie robiony na miarę, więc co chwilę trzeba przymierzać do szkieletu lampy. A ze szkieletem to nie zamierzam jechać do Wwy. -
Piątek 11 lipca 2017, 11:33
Przede wszystkim pod znakiem oczekiwania na wyniki rekrutacji do liceum.Krótko - dostała się do klasy drugiego wyboru, bo do klasy pierwszego wyboru było tylu olimpijczyków, że musieli otworzyć drugą taką klasę.A Deedee trafiła, zgodnie ze swoimi uzdolnieniami i zainteresowaniami, do klasy lingwistycznej w najlepszym liceum w Gdańsku.YES! -
Sobota 11 lipca 2017, 12:45
No, to już dzień pod znakiem pakowania wielkiej walizy.Przyjechał kumpel z Poznania, poszli z m na koncert Jean Michel Jarre'a.Dobrze, że zgadało się na temat latania samolotem, bo zapomniałabym o odprawie elektronicznej i miałabym nerwa. Mało tego, jeszcze kolega pokazał Deedee, jak to zrobić przez telefon.W nagrodę podałam na obiad moje słynne skrzydełka - chyba smakowały :-)Wrócili o 23, zjedliśmy szybką kolację i o północy położyliśmy się spać.A o piątej pobudka. Po drodze porzuciliśmy kolegę na dworcu w Tczewie, o 6.50 miał pociąg do domu, a my do Wwy.Samolot odlatywał o 13.00, kazali być na lotnisku o 10.00, oczywiście byliśmy wcześniej i o 10 to już był bagaż nadany. Posiedzieliśmy z nią na lotnisku jeszcze godzinkę, po czym obserwowaliśmy zza barierek, jak przechodzi kontrolę. Wzdychając, jaki to piękny czas dla niej - 16 lat, dostała się do wymarzonego liceum i jedzie do ukochanej kuzynki, spędzić z nią miesiąc w Chicago...A w sobotę zobaczy Niagarę.Potem to już tylko nerwówka w oczekiwaniu na wiadomość, że siedzi w samolocie. Najbardziej ucieszyło ją, że można tam sobie naładować telefon :-) Chociaż miała też power banka w torbie na wszelki wypadek.Nerwówka nerwówką, ale była piękna pogoda, a Wilanów niedalekoW międzyczasie Deedee zadzwoniła, że siedzi już w samolocie.Zjedliśmy pyszny obiadek w Sfinxie, pospacerowaliśmy, potem było coś dla duszy małżonka, czyli Muzeum Wojska PolskiegoTeż było fajnie, tylko pod koniec poczułam się jak w Sztokholmie - nogi rozbolały.Potem ruszyliśmy już do domu, a po powrocie włączyłam flight radar, Deedee była właśnie nad Kanadą.Prawie do północy czekałam z oczami na zapałki na ten widok:czyli kołowanie po lotnisku, a potem jeszcze trochę poczekałam na wiadomość "Mamy ją!":-)))I poszłam w końcu spaćO, a tu jeszcze kosmetyczka, którą dla niej uszyłam na podróż (potem dodałam jeszcze ucho do powieszenia na haku) -
Jak mnie rozśmieszyła 19 lipca 2017, 15:20
książka - "Triumf owiec"W świecie, w którym już tylko kryminały wychodzą, albo książki na podstawie filmów, to jest perełka :-)Też kryminał, ale jakiż inny!Tym bardziej, że tuż przed skończyłam ponurą "Arenę szczurów" Krajewskiego i "Odprysk" Fitzka. -
O pogodzie ani słowa 24 lipca 2017, 10:28
No proszę, nawet nie wiedziałam, że Triumf owiec to druga część. Teraz muszę szukać pierwszej. Jak znam życie, to w naszej bibliotece jest tylko przypadkiem ta druga.W sobotę odbył się festyn w naszej wsi, pod egidą nowej pani sołtys. Moja teściowa, jako osoba silnie zaangażowana, sprzedawała z koleżankami ciasta, chleb ze smalcem, kawę. Upiekła drożdżowe. Dobrze, że znalazła na to chwilę, bo ostatnio jej główne zajęcie to pilnowanie poczynań naszych "polityków" na tvn 24. Ja dałam na loterię fantową kilka par kolczyków szydełkowych i dekorację - motyla do powieszenia np. w oknie. Zdjęcia nie zrobiłam, bo nie zdążyłam.Pogoda na festynie dopisała, my z m poszliśmy sobie przez las, kontrolując z kolei poczynania runa leśnego (znikome). Pokręciliśmy się wśród współplemienieńców, spotkałam Nataniela (który dostał się na leczenie!!!), jak zwykle nie rozpoznałam nikogo i pojechaliśmy sobie do kina."Dunkierka" doskonała! Muzyka, zdjęcia, historia pokazana w sposób jak dla mnie niekonwencjonalny, wszystko rozumiałam i wcale nie potrzebowałam komentarzy ema z offu, że brytyjskie samoloty to te z kółeczkami.Tylko strasznie głośno. Ja rozumiem, to jest wojna, ale parę razy musiałam zatykać uszy, bo obawiałam się o swoje bębenki.A'propos bębenków, to tyłek dzięki Chodakowskiej zmniejszył się znacznie, gorzej z brzuchem - i tak o wiele mniejszy, ale ostatnio to ciężko jakoś utrzymać rygor jedzeniowy. Chce się gotować, a potem ktoś to musi zjeść. Ale lodów odmawiam! Pamiętam, co mi zrobiły po urodzeniu Deedee...Ćwiczę zajadle, trzy razy w tygodniu po pracy, dzisiaj też mnie czeka Skalpel czy inna Extra figura, jeszcze nie zdecydowałam. Skalpel zrobił się trochę zbyt łatwy, ale muszę też uważać na kolana, więc boję się tych intensywniejszych zestawów ćwiczeń.W czwartek wzięłam urlop i pognałyśmy z siostrą na grzyby. Ajajaj, już dawno tylu kurek nie uzbierałam - pół miednicy się zebrało!Szydełkowo też nieźle, cały pokój mam zawalony robótkami, bo nudzi mi się, jak mam jedną. Na kanapie zalega abażur od stojącej lampy, która wzięłam z domu rodziców, obok czeka siatka z włóczkami na owieczki i misie - tak, będą następne, złamałam się. Dalej leży wzór i kordonek na następną serwetkę dla chicagowskiej I, obok trochę zielonej włóczki na kaktusy, bo wyjątkowo wdzięczne są to obiekty:Na biurku dominuje żółty i niebieski, bo robi się minion Kevin, który wyszedł dość spory. Obok, na siodełku rowerowym przysiadł żółwik dla Deedee:Wcześniej machnęłam dywanik do Norwegii:oraz komplecik dla małej Kalinki z Białegostoku:doszedł bardzo szybko, adresatka odmówiła podpisania paczki, bo właśnie waliła kupę do pampersa :-)Poprawiłam też sobie buty, bo kokardki były straszne:to zrobiłam motylki:Lepiej, prawda?Weekend rozpoczął się usterkowo - piec odmówił grzania wody, a prysznic zaczął cieknąć. Pierwsza sprawę m załatwił od ręki, bo znał już dziada z tej strony. Za to prysznic - od razu podejrzewałam, że będzie problem, bo to badziewie z promocji w markecie. Teściowa wezwała wioskowego hydraulika, przyszedł, rozmontował, pojechał szukac, coś tam kupił, nie pasowało, poszedł sobie. Zostaliśmy bez prysznica na weekend. Na szczęście m nudził się w niedzielę rano, więc rozkręcił to miejsce jeszcze bardziej, przyjrzał się, pojechał do Brico Marche i kupił coś za 9 zł, zamontował i działa. Zaimponował mi, nie powiem. Tylko raz zalał całą łazienkę.