-
Bardzo 07 czerwca 2017, 10:03
ale to bardzo bym chciała dokończyć opis sztokholmski, a tyle nowych rzeczy się dzieje...Deedee zdobywa dzisiaj Śnieżkę, wczoraj schodziła Wrocław, jutro chyba Drezno.Tak a'propos wpisu anonimki - Deedee też nawet nie prosiła o kasę na wycieczkę, a tania nie była, bo przeszło 700 zł. Kieszonkowe na wycieczkę - też nie chciała.Inna sprawa, że układ jest taki, że bardzo chciała jechać do Chicago w tym roku i miała na to przeznaczyć swoje pieniądze. My kupiliśmy na razie bilet, zapłaciliśmy za wizę, trochę kasy od niej potem wzięliśmy, ale niewiele w stosunku do całości. Teraz ona jak na coś potrzebuje, płaci ze swoich, nawet się nie upomina. A my przecież i tak jeszcze jej damy kieszonkowe, w końcu będzie tam prawie miesiąc, kupimy prezenty dla gospodarzy. Dla I zrobię jeszcze biżuterię szydełkową, bo ona lubi takie rzeczy. Dla Camille zamówiłam na razie t-shirta z zebrą.Nie zgadlibyście, co amerykańscy Polacy zamawiają, jak się ich spyta :-) Czekam na odpowiedzi, rozwiązanie zagadki w następnej notce. -
Skłamałam 07 czerwca 2017, 15:23
rozwiązanie zagadki będzie dopiero jutro, a na razie odcinek poświęcony mojemu m i ThermomixowiOtóż przedwczoraj obrałam truskawki i wrzuciłam do maszyny, żeby zmiksować z brązowym cukrem. Przykryłam i zostawiłam, żeby potem kto chce sobie wziął czy do koktajlu, czy do makaronu, czy jak tam lubi.Jakiegoż szoku doznałam, kiedy m wrócił z pracy, zjadł obiad, a potem był sam w kuchni i nagle wtem słyszę, że maszyna miksuje! Aż wyszłam zobaczyć, czy mi się zdawało, czy nie.Po raz pierwszy od zakupu Th m go dotknął! Trzeba było od razu mówić, że chodzi o truskawki...MAŁO TEGODzisiaj, kiedy zwlekałam się z łóżka, marząc o jeszcze dwóch godzinkach snu, m jeszcze leżał (zazwyczaj, jak wstaję, to już go nie ma albo właśnie wychodzi). Powiedział, że zostaje dziś w domu, odpoczywa. Ok.Po czym zadzwonił, że zrobił sobie placki ziemniaczane. Sam, w Th, według własnego przepisu. I że wyszły pyszne.I MAŁO TEGOPrzygotowuje dla mnie placek po cygańsku.Kurtyna -
Zagadka i rower 08 czerwca 2017, 12:40
OtóżNasi amerykańscy Polacy zamawiają: frankfurterki i mleko zagęszczone w tubceA teraz o tym, jak księżniczka batumi wybrała się na swoje ulubione środowe spotkanie robótkowe ROWEREM.Daleko to nie jest, ale należy pamiętać, że:1. księżniczka batumi jeździ rowerem raz na dwa lata i zazwyczaj tylko raz, bo potem się jej odechciewa2. rower nie jest raczej z tych wypasionych, a księżniczka wybrała sobie z trzech dostępnych w czeluściach garażu model na średnich kołach, bo jej się wydawało, że taki będzie do jej wzrostu najbardziej odpowiedni3. tuż przed wyjazdem księżniczka zeżarła placek po cygańsku, co okazało się błędem taktycznymPo skompletowaniu wszystkich potrzebnych akcesoriów i ubrań (plecaczek, bo przecież trzeba gdzieś te szydełka i włóczki wsadzić; kurtka teściowej, bo jedyna dostępna w domu z kapturem - Deedee zabrała tę lepszą; okulary przeciwsłoneczne - bardziej przydałaby się opaska żeby uszy nie odpadły z zimna) księżniczka wyruszyła dziarsko.Pierwsze 100m od domu do drogi głównej wykończyło księżniczkę w połowie, bo to bardzo pod górkę. Ale nic to, pół roku z Chodakowską dało przynajmniej mocne nogi!Gorzej z płucami...Potem był kawałeczek prostej, udało się złapać oddech. Zaraz po opuszczeniu zabudowań zaczął się WIATEREK. W lewe ucho, jego mać. Księżniczce stanął przed oczami Sztokholm jak żywy.Ale nie skupiała się za długo nad uchem, bo okazało się, że droga do gminnej szkoły prowadzi cały czas leciuteńko pod górkę. Jakoś w samochodzie nigdy tego nie zauważyła...Koło poczty wrzuciła dwa listy do skrzynki, co dało nadzieję, że będzie trochę lżej.Dalsza droga okraszona była efektami dźwiękowymi w postaci ulubionego przez umięśnioną Ewę "WDECH WYDECHCHCH..."Pod szkołą okazało się, że akurat przyjechała gromada dzieciaków na Święto Sportu, więc należało schować do kieszeni zmęczenie, wdechy i wydechy i dojechać z klasą oraz lekko zeskoczyć z siodełka przed bramą.Prawie się udało.Wwlekła rower do przedsionka biblioteki i pokonała ostatnie czterdzieści schodków na czworaka, bo akurat tam nikt nie widzi.Wypiła całą wodę (no i super, z powrotem będzie lżej), oddała książkę do biblioteki (też super, będzie lżej!), ochlapała w łazience swe różane skronie, które akurat w tym momencie bardziej przypominały dorodne piwonie, poszydełkowała, poplotkowała.Usunęła wszystkie smsy z telefonu, żeby było jeszcze lżej i ruszyła do domu.Na szczęście, górka nie okazała się fatamorganą i do domu księżniczka batumi dojechała z górki i z godnościom osobistom. -
Jestem bezguście 22 czerwca 2017, 14:16
totalneObejrzałam wczoraj film na Vod, polski, opis nie zaciekawił, ale obsada tak - Kinga Preis. Nie spodziewałam się niczego wielkiego, a zwłaszcza nie tego, że to musical tak naprawdę.A potem siedziałam z rozdziawioną buzią i zapomniałam o szydełku. Nie da się szydełkować, kiedy tak fajnie tańczą i na takim ładnym tle. Ale najbardziej powaliły mnie na kolana aranżacje starych piosenek. Piosenek, od których już mnie zęby bolą, jak lecą w radio. No i wiedziałam, że Kinga śpiewa czasem, ale że tak ładnie śpiewa?! Jak ja bym chciała tak umieć!Przyszłam do pracy i zamówiłam płytę DVD, bo stwierdziłam po obejrzeniu, że muszę mieć. I postawię na półce obok Love Actually, Listów do M i Czterech Wesel, czyli etatowych rozweselaczy.Poza tym wspaniała Celińska, Stroiński - epizodycznie, ale jak uroczo! I Warszawa pokazana o świcie, kiedy słoiki jeszcze śpią. Okazuje się, że nawet nasza stara Syrenka może być atrakcyjnym tłemA potem zajrzałam, jakie opinie dano tej produkcji na filmwebie i innych. I znowu szczena opadła. Okazuje się, że suchej nitki nie zostawiono. Ani w recenzjach, ani w komentarzach. No, jestem kiczowata po prostu.Owszem, główna aktorka trochę drewniana, ale do jej śpiewu nic nie miałam, a jest młoda, może się wyrobi. Zgadzam się, fabuła bardzo skrótowa, ja bym z tego zrobiła ośmiogodzinne bollywood i jeszcze bym miała niedosyt. Historyjka prosta, zakończenie po łebkach - też prawda. Ale takie polskie i takie urocze!I dawno nic mi tak nie poprawiło humoru. Nawet scena, jak piłkarze tańczą w deszczu nie zepsuła tego wrażenia, ani taniec na Moście Gdańskim na rozsypanych goździkach, po prostu świetnie się bawiłam i byłam rozczulona i rozweselona i...A, co mi tam, nie dam tytułu, proszę wyguglać i zgłosić się z rozwiązaniem. Przy okazji wyda się, czy czyta to więcej niż trzy osoby :-) -
Z nieukrywaną przyjemnością 26 czerwca 2017, 10:18
mogę poinformować, że Deedee ukończyła gimnazjum z czwartą lokatą.Oraz, że zachciało mi się znowu szyć. Chłopiec, na którego leczenie zbieramy pieniądze, potrzebuje takiego drobiazgu do rehabilitacji. Jak już skroiłam, to przy okazji skroiłam też dwie poduszki - motylki do wózka oraz lamówkę do naprawy materacyka. Oraz chyba pójdę za ciosem i wreszcie uszyję sobie fotel bean bag.Festyn gminny odbył się w zeszłą sobotę, nasze kółko szydełkowe miało tam pokaźny namiot, zebrałyśmy około 700 zł na Nataniela.Po festynie od razu zabrałam się za produkcję upominków dla amerykańskiego odłamu rodziny, żeby Deedee im przekazała. Kolczyki o raz takie "footbare sandals" do przyozdobienia stóp na plaży. Camille mieszka teraz na Florydzie, więc przydadzą jej się na cały rok. i jeszcze będzie miała w zapasie dla koleżanek, gdyby im się spodobały.Oraz zaczęłam dywanik szydełkowy do norweskiego domu. Oj, jak mi się go dobrze robi! Uwielbiam.Kończy mi się mój serial, muszę szybko szukać następnego. A w piątek wieczorem znowu obejrzałam "#wszystkogra", z Deedee, teściową i m.Deedee była zachwycona, zwłaszcza piosenkami, teściowa nie marudziła, za to m udawał obojętność i grzebał w papierach, ale w sobotę rano, jak przyszli sąsiedzi, włączył, żeby leciało sobie w tle... A po południu sąsiedzi znowu przyszli, wypróbować naszego nowego, wypasionego grilla. Teraz już w ogóle nie mamy miejsca w garażu, jak tam chowamy tę szafę do pieczenia kiełbasek.A grilla dorobiliśmy się dzięki naszym kochanym gościom z Wielkopolski w długi weekend. No widzicie, a mówią, że Wielkopolanie to skąpiradła. Akurat nie znam ani jednego skąpiradła tam mieszkającego.Deedee dopatrzyła się, że nie dopisano jej w rekrutacji elektronicznej siedmu punktów za świadectwo z wyróżnieniem, dzisiaj dodzwoniłam się i chyba załatwiłam sprawę telefonicznie, trzeba tylko dopilnować, czy aby dopisali.Uzgodniliśmy wreszcie z m, że pojedziemy sobie gdzieś we dwoje, z okazji 25 rocznicy. -
Para w ruch 28 czerwca 2017, 12:58
Wygląda na to, że teraz chwilowo zastąpię aktywność ruchową z Ewką na aktywność ruchową z parownicą.Zaczęło się od tego, że w Norwegii wypróbowano i bardzo zachwalano ostatnio urządzenie czyszczące parą. Potem kolega z pracy wypytywał, czy ktoś ma i lubi, bo żona by chciała. Potem zgadało się z m, a ten sprawdził, ile mil już wylatał w Orlenie i okazało się, że wystarczy na dwa urządzenia parowe, tyle tych punktów uzbierał...No to jedzie do mnie.Teraz będę się całować z mopem, jak Klarka :-DNa pierwszy ogień pójdą fugi, bo patrzeć już na nie nie mogę, potem piekarnik. Jak da radę, to przyuczy się panią M, żeby używała regularnie. Chociaż trochę są obawy, bo pani M wydaje mi się nie do końca stechnicyzowana i najwięcej to zużywa papierowych ręczników przy sprzątaniu, a nie szmatek, z powodu czego serce mnie boli, jak kupuję następne opakowania ręczników, bo sosna pada itd...A stos szmatek leży...Ale do rzeczy.Dzisiaj jedziemy z sąsiadką rowerami na robótki, co niezmiernie mnie cieszy. Ja nie znoszę spacerów, biegania, roweru, bo muszę mieć cel. Inaczej poczucie straty czasu mnie dobija. Dlatego wolę ćwiczyć w domu, niż pobiegać. A jechać rowerem o tak, przed siebie, nudzi mnie straszliwie. Dlatego chociaż te 6 km w sprawie robótek jest dobre. Ale oczywiście nie, bo WAKACJE. Chociaż biblioteka działa cały czas, jak się robótkowe koleżanki wywczasują, to może uda się jeszcze pojeździć.No i czeka mnie jeszcze sierpniowy tydzień w Białowieży, z rowerem, wypasionym takim, więc się cieszę jak GUPIA (nie dość, że bezguście, to jeszcze gupia, hehehe).Stosik tkanin nieco się zmniejsza.Uszyłam to ustrojstwo do rehabilitacji dla Nataniela - tu akurat najmniej materiału poszłoZaszyłam (ręcznie!) materacyk do łóżeczka przenośnego - pozbyłam się tego materacyka z sypialni, więc już nie patrzy na mnie z wyrzutem spod toaletki, jak przez ostatni miesiącDwie poduszki - motylki się kończą robić, troszkę resztek zużyłamBean bag - połowa jest (zniknęły dwa stare prześcieradła), teraz wypełnić styropianem (znika wór granulatu z garderoby w sypialni!) i uszyć drugą, ładną warstwę (znika poliester z fotela w sypialni, który zalegał tam od roku)Z rozpędu postanowiłam zużyć jeszcze materiał, który dała mi kiedyś bratowa, bo jej został po szyciu firan i machnęłam sobie nową firankę do sypialni, jak skończę i będzie mi się podobało, to pokażę zdjęcie. I jestem zachwycona stopką do podwijania, co za cud techniki! Żadnego wbijania szpilek, fastrygowania, tylko ciach w maszynę i jedziesz sześć metrów.Wygląda na to, że jeszcze trochę i będzie można zacząć w sypialni oddychać ;-)O, zniknęło też kilkaset metrów sznurka na dywanik!Teściowa wyjechała dziś na 3 dni, hip hip hura! -
HA! 29 czerwca 2017, 12:13
-
Żeby nie było tak różowo 30 czerwca 2017, 11:27
czy też niebiesko, jeśli patrzymy na sypialnię.Wczoraj poszłam za ciosem i wzięłam się za ładniejszą warstwę bean baga. Oczywiście, zjadłam już wszystkie rozumy i co będę zaglądać znowu w instrukcję, pfff!Uszyłam wszyściutko ślicznie, namordowałam się przy wszywaniu dwóch krytych zamków aż mnie palce rozbolały, a tak mi równiutko wyszło, że hohoho.W międzyczasie pogadałam przez telefon z teściową, z D., pokrzątałam się itd. więc trochę czasu zeszło. O dziewiątej triumfalnie przewróciłam na prawą stronę, zapięłam zameczki i... jak nie zaklęłam szpetnie! Aż kwiatki w doniczkach zwiędły.Wszyłam ślicznie, równiutko te zameczki, tylko - pokrótce mówiąc - w poprzek, a nie wzdłuż. W każdym razie nie może tak zostać, bo będzie naleśnik, a nie fotel. DŻIZASMuszę wypruć te zamki i wszyć jeszcze raz. Gehenna.