-
Z okazji Dnia Kobiet 08 marca 2017, 09:30
Wszystkim Paniom smacznej jajecznicy życzę :-)https://www.youtube.com/watch?v=YNAXlv2gxaI -
Czy wiesz, że... 10 marca 2017, 12:28
... że można mieć zakwasy na cyckach na przykład?Takie są efekty spędzania Dnia Kobiet poza domem.Teściowa wyprawiała z tej okazji imprezę dla swojego Koła Seniorów, więc mieliśmy w chacie kocioł.M został dłużej w pracy.Ja za to najpierw zrekompensowałam sobie "krzywdę" zamawiając nową torebkę z sową (dzisiaj przyszła).Po pracy wybrałam się do salonu z takimi różnymi przyrządami do ćwiczeń w podczerwieni itp, ale miejsc od ręki nie było, więc sobie poszłam.Na drugim końcu miasta jest siłownia, a obok CCC. Kupiłam sobie szpilki (niewysokie, ale zawsze!), a potem poszłam do tej sali tortur. Miałam informację, że o 17 zaczyna się "Power brzuch", więc najpierw połaziłam na bieżni dla rozgrzewki, a nawet trochę potruchtałam. Fajny widok się ma z bieżni, na Lidla i okoliczne ulice :-)O 17 poszłam do tej sali fitness - duuuża sala, czysta, kobitek kilkanaście. Prowadząca Bardzo Energiczna, jak trzeba było zmienić stronę - nogę czy rękę, to na nas gwizdała :-)Byłam ciekawa, czy dam radę nadążyć i wykonać wszystko, mając za sobą dwa miesiące z Chodakowską.Powiem tak - owszem, nadążałam. Owszem, nie robiłam wszystkich ćwiczeń do końca, ale niektóre były naprawdę mordercze.Czas się nie dłużył, bo ćwiczenia były różnorodne i dużo. Jedno trzeba było wykonać w parach (nie lubię nikogo dotykać ani być dotykana). W pewnym momencie nie miałam już po prostu czucia w mięśniach brzucha, nie byłam w stanie ich używać. Jak zwykle najprzyjemniejsze było rozciąganie; zwłaszcza, że przy mojej ulubionej piosence - "I'm only human".Chodakowska dała mi tyle, że wbrew przewidywaniom rano wstałam z łóżka bez problemu, za to po południu dostałam lekkich zakwasów w nogach (truchcik jednak dał się we znaki). A dzisiaj poczułam, że mam mięśnie wszędzie na tułowiu, ale lekko, bez kwiku.Po ćwiczeniach przebrałam się i poszłam zapłacić. Okazało się, że z okazji Dnia Kobiet wstęp był za darmo :-) Jak miłoPojechałam jeszcze na końcówkę spotkania robótkowego, następnie zabrałam sąsiadkę i zlądowałyśmy u niej. Syn sąsiadki wylukał ze strychu, że seniorzy jeszcze gawędzą w naszym salonie, więc wypiłam jeszcze kawę. Ok 20.30 ja i m wkroczyliśmy do domu, ostatni goście właśnie wychodzili, trzeba było posprzątać itp. Na przykład skubnąć smakołyków :-)Tyle wrażeń, że nie mogłam potem zasnąć. -
Nie ma mnie 16 marca 2017, 09:47
bo zaangażowałam się w akcję, może ktoś by chciał baranka na prezent na Wielkanoc, albo wiosennie ubrać znajomą dziewczynkę, to niech wejdzie tu:https://www.facebook.com/groups/619192961595007/?fref=tsi poszuka aukcji dla NatanielaTo jest siostrzeniec koleżanki Deedee, mieszka w sąsiedniej wiosce i będzie potrzebował duuużo pieniędzy, żeby móc jako tako żyć. Jako tako, o czym można poczytać na blogu Mamy Mikołajka, dla którego Chuda i inni rozkręcili pomoc w Macierzyństwie bez lukru:http://mikolajkowo.blogspot.com/Nie jest im łatwo, doprawdy, a rodzicom Nataniela również nie będzie.Ja i m wysłaliśmy pewną kwotę najpierw tutaj:https://pomagam.pl/natanielkontrasmaA potem przypomniałam sobie, że przecież mam talent w rękach i mogę zrobić coś jeszcze, dlatego wstawiłam pierwszego baranka (jedyny, jaki mi został) i ofertę uszycia pettiskirt, ale włóczka już do mnie jedzie i produkują się rączki i nóżki do następnych baranków.A jak ktoś nie potrzebuje baranków ani spódniczek, to zawsze może dać swój 1%:http://dzieciom.pl/podopieczni/30887Tak jakoś czegoś mi brakowało i w końcu doszłam do wniosku, że właśnie tego - zrobić coś dobrego dla kogoś zupełnie obcego.A z innych spraw - dieta idzie dobrze, waga w sumie stoi, ale z tendencją w dobra stronę. Wczorajsze, środowe ćwiczenie mnie ominęło, bo Deedee narzekała na uderzenia zimna i gorąca i w końcu wyguglała sobie zespół jakiegoś Ryszarda. Na guglanie chorób jest jedno lekarstwo - iść do prawdziwego lekarza i zrobić badania. To się odechce guglać głupoty.Tak więc wczoraj powlekłam ją do przychodni, a dzisiaj po wielkiej awanturze na badania. Awantura była spowodowana tym, że materiał do badań pobiera się u nas we wtorki i czwartki, a Deedee nie znosi spóźniać się na lekcje i wkraczać do klasy później niż powinna. Nie wiem, czemu i nie rozumiem. Normalne dzieci z radością opuszczają dwie pierwsze lekcje polskiego. Za to we wtorek wybiera się z koleżankami do jedynki w Gdańsku na dzień otwarty. W czwartek powtórka z rozrywki - dwie pierwsze lekcje polskiego. A w następny wtorek to jakby trochę za późno na mój gust, a nuż ten Ryszard toczy jej organizm???Przy okazji poskarżyłam się na moją alergię całoroczną na nie wiadomo, na co i dostałam skierowania.Na spotkaniu robótkowym omówiłyśmy wiele niezmiernie ważnych tematów, na przykład wielkanocną wystawę naszych prac w szkolnej bibliotece oraz długość niektórych części ciała u osób ciemnoskórych.A w domu dramat - stłukła się deska sedesowa w łazience na dole. Tragedia będzie, jak nie dojdzie jutro kurierem.To tak a'propos dowcipu barbarelli o różnicy między dramatem a tragedią :-)Kup ktoś baranka, okeeej? -
Nareszcie! 20 marca 2017, 14:06
Nareszcie mogę uszyć następną pettiskirt. Bo już mi się ckniło. A tu licytacja wygrana przez miłą Panią (dzięki, zmorko, za udostępnienie posta!), kolor dogadany, wczoraj już tę część materiału, którą mam w domu, pocięłam i zabieram się do falbanienia :-)Baranek też miło mnie zaskoczył, ktoś dał 40, potem cisza i w ostatniej chwili druga Pani podbiła do 50 i wygrała. Super. Jutro wysyłam. Chociaż na razie Pani nie spytała o numer konta... Oby się nie rozmyśliła.W sobotę spędziliśmy miły dzień z siostrą i szwagrem (tylko potem gorzka refleksja, że musieli odejść Irenka i Bronek, żebyśmy mogli się bezstresowo we czwórkę spotkać...). Zrobiłam placek po cygańsku (gulasz z przepisu Magdy Gessler, rewelacja!) i najpaskudniejszy chleb, jaki dotąd udało mi się upiec. Ale na ciepło dał się zjeść, z przepysznym masełkiem ziołowym i pastą z suszonych pomidorów (oczywiście wszystko z TM). Wiśniowej pianki na deser już nie było sensu robić, bo chyba byśmy wszyscy pękli. Wypiłam z siostrą dwie butelki wina i nawet się nie zaróżowiłyśmy, ciekawe...Deedee spędziła cały weekend na rajdzie harcerskim, wróciła wykończona i marudna. Ale zadowolona. Niemniej koniec z tymi rajdami, bo niedzielny wieczór nie był doprawdy miły.Wczoraj rano nie mogłam już o ósmej spać, mało tego, wstałam i zapuściłam Chodakowską. Potem odebrałam Deedee, zjadłyśmy na śniadanie kaszę jaglaną (niestety, nadaje się do jedzenia tylko na słodko). Druga kawka wypita z sąsiadką. Skończone następne dwie owieczki. Potem wpadł Dexter, zjedliśmy na obiad pysznego dorsza z kaparami, a na kolację usmażył małże z czosnkiem. Na szczęście nie lubię, więc sobie kolację podarowałam i nie zmarnowałam poranka z Chodakowską. Wpadł pan z firmy uczącej angielskiego, m będzie ćwiczył konwersację, bo mocno mu tego brakuje, żeby swobodnie pogadać - z Amerykanami lub Norwegami ;-) Dexter pomalował drzewka (dzięki, yr.no, dzięki, miało nie padać w nocy...), opróżnił lodówkę i pojechał.Dzisiaj po pracy ruszam przepisać na siebie umowę z Energą, a potem do laryngologa, rozpocząć rozprawę z moją alergią na wszystko i nic.Zastanawiam się, co jeszcze mogłabym wstawić na aukcje? Co by chwyciło??? Inne maskotki? Serwetki? Kołnierzyki? -
Jak pech to pech 21 marca 2017, 14:13
Z wczorajszych trzech zaplanowanych po pracy spraw załatwiłam jedną - laryngologa. Przed wizytą miałam godzinkę, więc pojechałam do operatora energii przepisać na siebie umowę, która była jeszcze na tatę. Miałam akt zgonu, starą umowę, akt notarialny itd. Zapomniałam tylko, że w piątek dałam mój dowód osobisty emowi, żeby odebrał moją paczkę na poczcie... A on też cały weekend tylko na zmianę myślał o tym, żeby mi oddać dowód, a następnie o tym zapominał.Raz w życiu mi ten dowód akurat był niezbędny.Po lekarzu pojechałam do domu przez ośrodek zdrowia, żeby odebrać wyniki Deedee. Czekałam 15 minut, żeby się dowiedzieć, że jeszcze nie ma. Szfak.Kiedy m podpisywał umowę ze szkołą angielskiego, zrobiłam sobie z ciekawości ten ich test kwalifikacyjny: 19/20:-DPozostaje mi nadal oglądać filmy z napisami i słuchać, słuchać, słuchać. I mówić, mówić, mówić.Ależ pogoda, aż mi się chce pojechać do domu rowerem. Tylko żeby jeszcze ktoś mi samochód przyprowadził...Nic to, może wezmę słuchawki i pobiegam (potruchtam) w czasie angielskiego?Słucham teraz pierwszego chyba w życiu audiobooka, wstyd się przyznać, że jeszcze nie czytałam "Złego" Tyrmanda. Czyta Ferency, więc sama przyjemność. Coś tam kiedyś chyba Chmielewskiej próbowałam słuchać, ale nie mogłam się skupić, zaraz zaczynam myśleć o tym, co na obiad itp.Ale tak naprawdę uważam, że słuchanie audiobooków ma się nijak do czytania. Może dlatego, że jestem wzrokowcem. Kiedy się czyta, to można to robić w swoim tempie, a do tego wzrokowo uczy się ortografii. -
Mięcikupa 23 marca 2017, 15:20
Wczoraj strrrrrasznie mi się nie chciało ćwiczyć, jak już wróciłam o 19 do domu. Ale kopnęłam się w tyłek i poszłam do pokoju tortur. Potem już jakoś poszło. Jak skończyłam, to mi było niedobrze, chyba przegięłam.Nie pozwoliłam też sobie podżerać wieczorem, w wyniku czego nad ranem obudziło mnie ssanie w żołądku :-)Jakoś to przetrzymałam.Za to o siódmej rano nagroda - na wadze znaczny skok w dół!Wczoraj do ćwiczeń puściłam sobie różne filmiki, krótsze, od różnych autorów, taki misz masz wyszedł, że lepiej nie mówić. I dzisiaj zakwasy - alleluja! - na plecach. Tego jeszcze nie graliśmy. Między innymi pilnie ćwiczę z Azjatką ramiona - fajne ma te ćwiczenia, bez ciężarków, no i działają - do niedawna kurtka była przyciasna, nawet w cienkiej bluzce, a teraz założyłam bluzkę, żakiet i jeszcze mam luzy w ramionach.Akcja dla Nataniela się kręci, trochę zbyt szybko, jak dla mnie. Na spotkaniu robótkowym zorganizowałyśmy nasze stoisko w bibliotece i podpisałyśmy, dla kogo dochód ze sprzedaży.Na fb zaraz się ukażą przepiękne komplety koralikowe, które dała koleżanka robótkowa, a ja zajmę się wysyłką jakby co.Współpracownicy też co nieco pozamawiali na ten cel. Fajnie.Wygląda na to, że po świętach rusza w moim prywatnym życiu maraton - wyjazd na święta na wschód do rodziny, zaraz potem egzaminy Deedee, zaraz potem Sztokholm, zaraz potem weekend majowy, na który już ostrzą sobie zęby nasi znajomi. Odpocznę jakoś może w połowie maja. Kryste.Aaaa, szóstego maja bierzmowanie!Miesiąc później - szesnastka DeedeeMiesiąc później - 25 rocznica ślubuMoże mnie ktoś porwać i zwrócić w połowie lipca?PS: Czy was też tak wkurzają mężowie ostatnio? -
Ramiona i nie tylko 27 marca 2017, 08:37
Proszę bardzo. Ja po dwóch miesiącach PRAWIE daję radę :-)https://www.youtube.com/watch?v=F1CohjEGbPcMa też filmiki z sześcioma minutami na inne seksowne części ciała ;-)W piątek byłyśmy na "Ostatniej rodzinie". Straszliwie przeżyłam ten film. Trzeba go obejrzeć, koniecznie, ale tylko raz. Zazwyczaj mam niedosyt, bo chciałbym zobaczyć wszystko, w szczegółach, całą historię i to, co za kulisami. Tym razem miałam przesyt szczegółów z życia tej rodziny. Okropnie zniosłam umieranie rodzicielek, ale to wiadomo. Nie bardzo trawiłam postać Tomasza - pamiętając to, co pisała Kasia o nim i jego listy oraz jego audycje.Cudowna była matka, a Zdzisław - genialny. Tzn. Seweryn genialny. Wróciłam do domu i od razu rzuciłam się do wikipedii i google.Pierwsza piosenka prezentowana przez Tomka w radio - moje ukochane Yazoo, ech. Nawet Marillion się załapał.Ale niewątpliwie cały ekran zagarnął Seweryn. Po raz pierwszy od baaaardzo dawna światła w sali kinowej zastały mnie zalaną łzami.Sobota była taka sobie, pomimo wielu starań. Coś nie grało. Ale za to nacieszyłam się Thermomixem - najpierw upiekłam chleb - w końcu wyszedł świetny i wielki. Teraz potrzebuję przepisu na chleb taki, jaki jak lubię, czyli mocno ziarnisty. Potem zrobiłyśmy z Deedee sernik - idealny! Oczywiście, m miał zastrzeżenia, ale wczoraj wieczorem z całej blachy został kawałeczek. Potem męczyłam się ze znalezieniem przepisu na zupkę tajską; taką, która by mi pasowała. W końcu dałam spokój, krewetki pozostały w zamrażarce, a ja pomyślałam, co zrobić z puree ziemniaczanym, które zalegało w lodówce, mięsem drobiowym i pieczarkami. Normalnie to wiadomo - zrobiłabym zapiekankę, zalałabym śmietaną, posypała serem i wszyscy byliby szczęśliwi łącznie z moją d..ą.Zrobiłam więc dla rodziny zupę porową zagęszczoną ziemniakami, na koniec jeszcze wmiksowałam w nią zupę jarzynową teściowej z poprzedniego dnia. Uwielbiam, jak nic się nie marnuje!A z drobiem i pieczarkami zostałam. I nagle wtem mnie oświeciło - przecież ja uwielbiam pasztety! Cukinię też miałam, a przepis był banalnie prosty. Żadnej bułki tartej do środka - dodatkowy plus. Wyszedł super. O, właśnie, muszę sobie wydrukować.Za to niedzieeeelaaaa.....Też mieliście taką cudną pogodę? Wstałam o 8.30, wskoczyłam w strój i chciałam zapuścić swój ulubiony Skalpel. Okazało się, że zniknął z netu. Rwał jego nać. To zamówiłam sobie płytę a potem robiłam składankę z różnych filmików, ale chyba przegięłam z pewną częścią, bo siadanie i wstawanie jest dziś problematyczne. Rozciąganie też słabo wyszło. Muszę sobie przygotować własne składanki na następny raz.Potem poszłam na taras i wchłaniałam słońce, a potem ubrałam, uwaga, SUKIENKĘ i pojechaliśmy na obiad do niedalekiej restauracji. A właściwie zagrody. Pszczoły siadały mi na głowie, bo po myciu włosów nałożyłam maseczkę na blondie i w pełnym słońcu biedne owady myślały, że moja głowa to jakieś mniejsze słońce albo co. Jedliśmy na zewnątrz, trzeba było zdjąć kurtki, tak grzało! Rudy kocur wygrzewał się koło stolika. Wkurzony gąsior syczał opodal. Być może miało to związek z żółcią mojej sukienki. Przez murawę maszerowała moja pokrewna dusza - mały ale niezwykle dumny kogucik.A do tego pyszny obiadek - udko faszerowane (m.in. suszone pomidory) w sosie curry, zupa boczkowo - jabłkowa, kompot z papierówek, mniam.Na deser zabrakło miejsca. Zresztą sernik czekał w domu. I chyba jestem uzależniona od cappuccino z thermomixa.Powyższe pisałam w poniedziałek. Teraz dzisiejsze wypociny:Ponad tydzień mordowałam się z kołowcem na szydełku, a w niedzielę się wkurzyłam i zaczęłam go przerabiać na sowę. Będzie cudna. I będzie użytkowa - wystąpi jako stoper do drzwi od zielonego pokoju, bo mnie wkurzają, jak się same zamykają. Na razie tę funkcję pełni świeca.Z naszej wyprzedaży bibliotecznej cudeńka znikają w dość szybkim tempie, jutro doniosę następne drobiazgi. Ciekawe, czy moje kolczyki poszły? Wyciągnęłam dwa sowie etui na telefony, które zalegały w pudełku, a tak przynajmniej jakiś pożytek z nich będzie.Na aukcji facebookowej komplety koralikowe nie idą, przesadziłam z ceną, zresztą zdjęcia też nie potrafię zrobić tak, żeby oddało ich prawdziwe piękno. -
Śroooda 30 marca 2017, 09:47
Z okazji wycieczki do Kościerzyny nie było mnie na spotkaniu robótkowym. Podobno sporo rzeczy się sprzedało. Dałam znowu parę drobiazgów, na przykład sowie etui na telefony, leżały tylko w pudełku i czekały na nie wiadomoco.Za to kiedy Deedee i teściowa zażywały kuracji stomatologicznej, ja poszalałam w swoim ulubionym sklepie obok. Kupiłam trzy rzeczy, w tym dwie sukienki oczywiście, bo przecież ja bez przerwy latam w sukienkach, prawdażżżżż. Był fajny żakiet, ale karta mi się skończyła :-)Obgadałyśmy z kuzynką sto tysięcy tematów i zrobiła się ósma. O dziewiątej byłyśmy w domu, a tam już czekał na mnie m z szyneczką. Bo nie wystarczy uwędzić dwa rodzaje kiełbas i pstrąga. Szyneczka też musi być. Powiedziałam mu, że proszę bardzo, ale niech się zaangażuje i sam wymyśli, jak ją zrobić. Żeby tak lubił gotować, jak lubi jeść... Ja mam przed sobą wystarczająco pracowite dni z kiełbasami i pstrągami - czwartek, piątek i sobotę.Wróciłam więc, a toto siedziało i patrzyło smętnie w ekran laptopa na przepis, w kuchni wielka szynka leżała na stole, woda w garnku odmierzona. Więcej się nie odważył sam zrobić. Oczywiście zlitowałam się i zrobiliśmy tę solankę.Siostra ze szwagrem przyjadą w sobotę rano i wędzimy. Nie wiem w sumie, po co, bo na święta wyjeżdżamy na Podlasie, więc drwa do lasu wieźć nie będziemy. O mojaż biedna dupo, jak my wytrzymamy w królestwie mięs prosto spod topora i ciast cioci A?????Ale na pstrąga to mam ogromną ochotę, takiego fajnego, uwędzonego i słonego. Oj.I przymierzam się do tematu szynkowara. Tak mnie naszło po rozmowach z kuzynką, bo oni ciągle na jakichś detoksach itp, kawa to już tylko z mlekiem kokosowym, glutenu nie, za to na okrągło kasza jaglana. Doszłyśmy do wniosku, że jak wędlina to tylko własna. W thermomixie można zrobić fajne pasztety i roladki, ale Deedee lubi na przykład szynkę konserwową i drobiowe polędwice. A z szynkowara ponoć fajnie wychodzi coś takiego.W ostatnich dniach wrócił syndrom sprzed lat, czyli ciągle mi zimno. W upały to będzie fajne, ale teraz nie jest.