-
Gorrąco polecam 03 lutego 2016, 13:02
po pierwsze - film "Joy"po drugie - trzeba wejść tu a potem dalej podążyć. Naprawdę warto. -
Droga Doro 04 lutego 2016, 08:40
dostaniesz w ucho, bo mi nic nie powiedziałaś o serialu Vera.Też kupiłam te śliczne szare pudełka w Owadzie - do pokoju Deedee :-)Mamy 8.30, za mną jeden pączek. Duży. Jak pomyślę, że podczas rowerka wieczornego spalam pół pączka... to aż mi się chce iść i wziąć drugiego :-)Poza tym ostatnio coś mnie wzięło na zdrowy tryb życia - nie no, palenia nie rzucam, bez przesady. Postanowiłam intensywniej korzystać z urządzeń, które mam w domu. Rowerek - właściwie co dzień wieczorem, przy jakimś filmie - wczoraj np. komedia z Hugh Grant - "Jak zostać gwiazdą". Nawet raz się zaśmiałam. Poza tym to można tylko sobie popatrzeć na Jessicę Simpson i na Hugh. Mój stary dobry Kenwoodek - poza maszynką do mięsa to reszta przystawek leży odłogiem, wyciągnęłam więc blender i podczas angielskiego Deedee zakupiłam składniki do pierwszego koktajlu - co wieczór będę robić, żeby rano każdy wypił szklankę przed wyjściem. Pomysł wziął się stąd, że teściowa kupiła w ostatnio jarmuż i nie wiedziała, co z nim zrobić. Zrobiła koktajl - paskudny. Wypiłam tylko ze względu na witaminy. Ale poguglałam i wydrukowałam parę przepisów na inne koktajle i dziś rano np. był:2 pomarańcze + jogurt naturalny + 3 łodygi selera naciowego + parę plasterków imbiru + 2 łyżeczki malin ze słoika dla posłodzenia.Nawet niezły, tylko za gęsty. Imbir zalegał mi w lodówce, a i może uda się w ten sposób zużyć zapasy przetworów, które moja teściowa uwielbia robić, tylko potem nie ma na nie pomysłu. Najpierw robi, ale że ma cukrzycę, to mało słodzi. A że nie ma za to cierpliwości, to pakuje do słoików takie coś za rzadkie na dżem, za gęste na sok. Potem to wszystko stoi, bo przecież cukrzyca, a mnie szlag trafia jak pomyślę, ile kosztowało zrobienie tych słoików.Na razie schodzą najszybciej zapasy soku z aronii - nie kupię żadnego innego syropu, dopóki te słoiki nie znikną.Deedee wzięło na robienie kolczugi czy czegoś w tym rodzaju. Dziesięć lat temu przerabiałam to już z Dexterem...Dywanik przeistoczył się w dywan i się robi, się robi -
Wczorajszy dzień 05 lutego 2016, 11:39
sponsorowała cyferka 6 :-)))Pomińmy to milczeniem, zresztą waga i tak spadła troszkę ostatnio, to strat w ludziach nie będzie.Dziś rano był jogurt z wodą min, pomarańcza, banan, maliny, seler naciowy i imbir. Gdyby pominąć dwie ostatnie pozycje, byłoby przepysznie... Zapomniałam dodać cynamonu. Tak do siebie mówię.Dywan zamiast 100x120 wyszedł 140 x nie wiem jeszcze ile, bo muszę naocznie stwierdzić. W nagrodę zamówiłam sobie szydełko, żyłkę do drutów i dwie poduchy. I coś jeszcze, ale zapomniałam, co. A, no tak, to te kółka do kolczugi dla Deedee.Pierwszy zakup w zalando zakończył się sukcesem połowicznym, bo sukienka jest super (na cholerę mi kolejna sukienka?! ktoś wie?), ale sweterek to była taka szmata, że nawet się nie zastanawiałam długo i zwróciłam. Poza tym, nie wyglądałam w nim jak ta modelka rozmiar 36, wzrost 176. Nie wiem, dlaczego.I jeszcze do tego miał być w promocji, za 5 dych, a zorientowałam się, że zapłaciłam za niego 110 zł, czyli o 20 więcej, niż za sukienkę.Spróbuję jeszcze raz wstawić zdjęcie dywanu. -
I found the founder for the internet :-) 10 lutego 2016, 09:45
M przywiózł mi wczoraj router wifi z naszej sieci mobilnej i zaniosłam wypowiedzenie do naszego wiejskiego dostawcy netu. Kończy się epoka. Trzynaście lat mieliśmy (chociaż mieliśmy to słowo trochę na wyrost, bo rzadko działał) internet satelitarny. Good bye. Linii telefonicznej już chyba nie doczekamy, prędzej światłowód nam położą...Nowa członkini kościoła katolickiego przyjęła fetę na swoją cześć z "powagom" i "godnościom". Oka nie zmrużyła, przechodziła z rąk do rąk, aż w końcu w moich ramionach padła i pospała z 15 minut w trakcie deseru. A m karmił mnie w tym czasie lodami i tortem nad jej głową :-) Kawy nie zaryzykowałam.Wróciłam zmęczona jak ten znany wszystkim koń z westernu. Nie wiem, czemu. Nie miałam nawet siły wziąć do rąk drutów, chociaż końcóweczka dywanu była tuż tuż.Dorwałam dobrą książkę, świetnie się czyta, chociaż nie jestem pewna, czy mogę polubić główną bohaterkę - narratorkę. "Lot nisko nad ziemią" Ałbeny Grabowskiej. I wczoraj zaczęłam oglądać "Spotlight", ciekawa jestem bardzo zakończenia. Obrzydliwa historia. W końcu udało mi się również obejrzeć "Magic Mike XXL", dobra rozrywka, chociaż nadal nie bardzo łapię, co w tym takiego jest zaje...fajnego.Jak skończyłam dywan i girlandę to poczułam, że plan wykonany. Na parę dni przed malowaniem mam gotowe wszystko, co chciałam zrobić do pokoju Deedee. Potem spojrzałam na resztki sznurka, które mi zostały ...i zaczęłam robić szydełkowy puf. Co mi się resztki będą plątać. A że pustki w robótkowym kącie nie lubię, to od razu zamówiłam następną partię sznurka. Czyli znowu czekam na trzy paczki. I kombinuję, co by tu włożyć do pufa w środku, bo naprawdę nie mam miejsca na 1000 litrów granulatu styropianowego.A swoją drogą, to jak czytałam na temat szycia puf, to trafiłam na forum, gdzie panienki postanowiły kupić arkusze styropianowe i kruszyć je, żeby wyszło taniej :-) Paluszki bolały, oj. -
To jutro 17 lutego 2016, 13:55
ja i Deedee ruszamy na lotnisko, a Wy bądźcie mi tu grzeczni. Dużo szydełkujcie, powiadam Wam.Pozdrowię od Was fiordy. -
K.....a! 23 lutego 2016, 15:01
Właśnie pisałam jak to nie mam czasu napisać, jak było. I mi zeżarło, z własnej głupoty.Jedziemy zamówić łóżko dla Deedee. -
Ale numer :-) 25 lutego 2016, 13:21
Deedee już dawno powinna była pojechać do Kościerzyny rozszerzyć aparat nazębny. Albo nam coś nie pasowało, albo naszej nadwornej ortodontce, długo trwało, w końcu m powiedział, że we wtorek jedzie do Poznania, wraca w środę czwartek weźmie wolne i z nią pojedzie. Przy okazji zrobi sobie też zęba.W Poznaniu bywszy (;-)), nastąpiła awaria w jego zakładzie. Wrócił wczoraj i oznajmił, że naturalnie wziąć wolnego nie może, jedzie dziś do pracy, więc zawiezie Deedee rano przed pracą a odbierze po pracy.Na co teściowa, że jak to, do Kościerzyny , bez niej?!To pojechali.A teraz m dzwoni, że musi szybciutko skoczyć do Wwy po jedną część i jak wróci, to wieczorkiem je odbierze i przywiezie do domu. To sobie trochę posiedzą :-))) -
Wyszło jeszcze lepiej 26 lutego 2016, 08:45
Zwolniłam się z pracy po drugiej, bo się źle czułam i wtedy zadzwonił m, że nie zdąży ich odebrać, więc musiałam po nie pojechać do Kościerzyny, wrócić, zawieźć opiekunkę do domu i wrócić. Padłam na pysk. Potem próbowałam coś obejrzeć (a dokładnie "Brooklyn") ale szło mi jak krew z nosa, więc odpuściłam i znowu poszłam do łóżka. M wrócił o 22.00, po zrobieniu 1000 km w jeden dzień.Dzisiaj mam wizytę u internisty, w pon u dermatologa.Jedna rzecz mnie w tym wszystkim cieszy - że rozłożyłam się po Norwegii, a nie dwa tygodnie temu, bo znowu nie pojechałybyśmy do D i miałabym traumę na całe życie. Już chyba nigdy bym nie kupiła więcej tych biletów.