-
Przerwa techniczna 02 grudnia 2014, 09:06
Chwilowo działam na pół obrotów, popsułam się i odechciało mi się prawie wszystkiego. Dlatego nie napiszę, jak było w andrzejkowy weekend, nie napiszę, co u nas, szydełko też rzuciłam w kąt, filmów nie oglądam, książek nie czytam, próbuję tylko jakoś przetrwać.Rozchorowałam się, prawdopodobnie czeka mnie operacja, a przy każdej chorobie mam tak kurewski ból głowy, że żyć się odechciewa. Teraz też, siedzę, piszę, a tępa igłą co chwilę dźga mnie w jedno i to samo miejsce. Od dwóch dni. A w ogóle to już zapomniałam, jak to jest bez bólu głowy. Od trzech tygodni mnie tak trzyma.Także ten, do przeczytania. -
Nie wypada 12 grudnia 2014, 15:41
tak się nie odzywać, bo mnie tu jeszcze przedwcześnie pożegnacie :-)Jestem, w miarę się czuję, o szpital zahaczyłam, ale mnie odesłali, a sama też się nie pchałam specjalnie. Miałam (mam) pewne problemy kobiece. Rzadko choruję i histeryczką nie jestem, ale w pewnym momencie to już żegnałam się ze światem, taka to paskudna choroba. Nadal biorę antybiotyki (dwa na raz), nadal niektóre objawy są, a w spadku po chorobie zostały mi słabe wyniki (niektóre) i związane z tym problemy z rozgrzaniem się. Ciągle marznę, co za paskudne uczucie. Chcę do Hiszpanii (a kupiłam bilet do Norwegi, hehehe).Jedyny plus tej choroby to 3 kilo mniej na liczniku, ale spoko, do świąt odrobię zaległości. A w święta poprawię.Ale nie o tym chciałam, tylko o tym, że świetny film widziałam. W końcu. Jeśli ktoś lubi Tima Burtona (ja uwielbiam!), to polecam "Dużą rybę". I chcę jego wszystkie filmy pod choinkę.Widziałam też parę innych, ale ten to było TO.No i serial o zombie mi się wyczerpał, teraz trzeba czekać do lutego. Mam nadzieję, że nie zapomnę, że to w ogóle oglądałam. Tak jak było ze "Złodziejką książek". Znalazłam ją na kompie i z obrzydzeniem do siebie włączyłam (bo jak to tak, film najpierw, zamiast książkę przeczytać). W trakcie zaskoczyło mnie, że chyba wiem, co się za chwilę stanie i wrażenie, że już chyba ten film widziałam. Potem przypomniałam sobie, że jednak czytałam książkę. Przeraża mnie to, bo moja mama ma demencję i ja chyba już też.A'propos wieku, to muszę nadmienić, że pomimo choróbska udało mi się godnie spędzić własne urodziny, dość okrągłe, w gronie bliższych i dalszych znajomych, impreza była przednia, wytańczyłam się tyle, ile chciałam, a najfajniejsze było to, że nikt nie wiedział, że to jest właśnie dzień moich urodzin. A ci, co wiedzieli, trzymali gębę na kłódkę, tak jak prosiłam. Było trzech Rzymian z Rzymiankami, ale najfajniejsze stroje mieli A i D - Jack Sparrow i seksowna piratka. Była para jaskiniowców, para Hiszpanów w strojach flamenco, para hipisów, John Travolta z partnerką, jedna lokajka francuska (bo miała strój lokaja, a nie pokojówki), no i ja z m - militarnie, w mundurach. Ja jako marine naprawdę nie narzekałam - pierwszy raz w życiu na imprezie było mi wygodnie, nie podwiewało nerek przy wyjściu na fajka, a przede wszystkim nie bolały mnie nogi na drugi dzień, bo miałam glany. Tym razem to ja byłam sprite, a Rzymianie w sandałach - pragnienie :-)))Była to trzecia impreza w tym roku w tym gronie - mniej więcej - i w końcu stwierdziliśmy, że musimy następnym razem wybrać jakiś cieplejszy termin, bo nawet w weekend majowy nas nieźle wypiździło na spacerze. A więc zostaje dwa tygodnie w wakacje (przy dużym szczęściu) albo południe Europy ;-) -
Pan kotek był chory 15 grudnia 2014, 10:49
A raczej pani kota i nie była tylko jest. Nie miała baba kłopotu, to sobie wzięła trzecią kotę. I kota się chyba pochorowała, bo mi posikuje (w karton z robótkami, cholera jasna!). A że posikuje na przykład na białą gąbkę, to zauważyłam, że na czerwono. I tu się wyjaśnia, dlaczego od tygodnia stare koty ganiają nową co najmniej raz dziennie - najwyraźniej wyczuły słabszą jednostkę. Na szczęście ona też nie pozostaje dłużna i Kera ma dwie nowe sznyty na pysku. Niedługo będzie wyglądała jak Bruce Lee.Dzisiaj będzie dostarczony antybiotyk. W zastrzykach. Dobrze, że Dexter nie ma z tym żadnego problemu, żeby dziabnąć igłą.Zdrowotnie nadal słabo, skończyłam drugi i trzeci antybiotyk, a wieczorem miałam 37,7...Za to posprzątałam sobie troszkę i od razu humorek lepszy. M zaangażował się w gotowanie, co też było dużym plusem. Podokańczałam różne rozgrzebane robótki, wreszcie mam czyste sumienie ;-)Na dzisiaj Dexter ma zlecone mycie okien i zawieszenie światełek na zewnątrz, oby się mu udało to zrobić do mojego powrotu!Po pracy ruszam na poszukiwanie kapelusza męskiego rozmiar 61 (sic!). Łeb to mój synuś ma. M za to ma odebrać zamówienie w empiku, ja z paczkomatu i z prezentami zbliżamy się do szczęśliwego finału.Deedee zaliczyła swój pierwszy samodzielny WYJAZD DO MIASTA. Pojechały rano w sobotę pksem do Gdańska, połaziły po centrum handlowym, coś tam kupiły i wróciły zanim się ściemniło. Problemów nie odnotowano. Wróciła dumna i blada i jakaś taka dorosła... -
Po raz pierwszy 16 grudnia 2014, 22:28
od prawie miesiąca mam o tej porze 36,6 stopni. Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to piękne uczucie :-)
Ale i tak pójdę jutro do doktora, bo jak nie pójdę, to coś się na pewno popieprzy w weekend.
A jutro m wyjeżdża służbowo i będziemy z Deedee oglądać "Rogi", sesese
I jeszcze kupiłam sobie szczoteczkę elektryczną i jestem zachwycona. -
Rogi, rogi 19 grudnia 2014, 08:57
Obejrzałyśmy, ale po pierwszych pięciu minutach trzeba było zrobić przerwę i uciąć sobie pogawędkę na temat wulgaryzmów itpMatkoż jedyno, jakie tam słowa leciały! Jak to w nieautoryzowanym tłumaczeniu - kiedy w tv słyszymy "fucken", to najwyżej pozwolą sobie na "pieprzony". A tu - wszystko dosłownie.No i sex. All the time, na wszystkie sposoby i konfiguracje.Ale pomijając wszystko, nawet ciekawy mieli pomysł na fabułę, dobrze się oglądało, zakończenie oczywiście trochę skaszanione, ale w dzisiejszych czasach, kiedy już wszystko było, trudno być oryginalnym.A horrory Deedee lubi po mamusi :-)Cierpię na brak fajnego serialu (dopiero w lutym, dopiero w lutym...), spróbowałam Grę o tron - nudy i seks, spróbowałam American Horror Story - strasznie ponure, no i przez ile odcinków bohater może się nie domyśleć, że te wszystkie osoby łażące po jego domu to duchy. Spróbowałam "Penny Dreadful", czyli jak mu tam? a, Dom Grozy - znowu seks, duchy, seks, robale, seks, ponuro.Chyba sobie Soprano obejrzę.Ale najpierw zestaw świąteczny, czyli "Love actually" "Witaj święty Mikołaju" i "Listy do M" (od niedawna weszły do mojego kanonu świątecznego). No i płyta niejakiego Michaela B z kolędami, którą dostałam od Deedee dwa lata temu (chyba, że trzy, ten czas tak leci...)Prezenty prawie popakowane, jeszcze czekamy na kapelusz Dextera, ale jak nie dojdzie, to trzeba wydrukować zdjęcie kapelusza do paczki.Dla Deedee też muszę wydrukować bilet do Norwegii i login do kursu norweskiego, który jej na rok wykupiłam. Uczy się mozolnie sama w domu, może będzie miała większą motywację.Oczywiście najgorzej z prezentami dla małżonka i vice versa. Dyskutowaliśmy długo i namiętnie, że żadne z nas nie chce nic pod choinkę, po czym każde poszło w swoją stronę zamawiać coś dla drugiej strony. A zaraz się okaże, że powinniśmy sobie podarować nową kartę graficzną, jeśli chcemy pograć w tego Sherlocka. Dzisiaj zawożę kompa do eksperta, który ma zrobić co się da, bądź wskazać palcem, co trzeba kupić, żeby się dało pograć. -
Obłęd jakiś 23 grudnia 2014, 13:16
Byłam na kontroli, lekarz pcha mnie do szpitala, bo nie wie, co dalej robić, ambulatoryjnie się nie da, a ścierwo trzyma się świetnie we mnie i nie zamierza zniknąć. Już lecę.M kupił choinkę w niedzielę. Jak po nią jechał, okazało się, że stary stojak wyrzuciłam rok temu po świętach, bo był pęknięty i żeby nas czasem nie kusiło w tym roku znowu go używać. Nasłuchałam się coś o bezmyślności i głupocie, w poniedziałek ja szukałam stojaka w Pruszczu, m w Starogardzie. Znalazłam trzy ostatnie w Nomi, po 110 zł, ciężkie, stalowe, porządne, ale bez możliwości podlania choinki (co zresztą gówno daje ale).Wróciłam do domu, Dexter akurat miał chęć do życia, więc wstawił choinkę w stojak, Deedee pomogła, ja posprzątałam. Po czym zadzwonił m, że kupił stojak, za całe 20 zł, a tamten mam oddać. Oko zaczęło mi latać, bo wiadomo, co to za stojak, jak kosztuje 20 zł.Ale za to choinę to zawsze kupi taką, żeby ją było widać z kosmosu.Przyjechał, z pomocą Dextera wstawił choinkę w nowy stojak, tamten wytarłam, wzięłam paragon i dzisiaj o ósmej rano oddałam do sklepu. Dzieci poprosiłam, żeby ubrały choinkę do 14.00 + posprzątały, żebym mogła przystąpić w miarę spokojnie do działań kuchennych, jak wrócę z pracy.Pół godziny temu zadzwoniła Deedee, że zaczęli ubierać, ale się przewraca. Bo stojak za lekki (plastik), a prawie nic nie trzyma pnia w pionie (śruby nie miały nawet płaskich zakończeń, tylko wkręcały się w pień).Pięć minut temu zadzwoniła teściowa, gdzie jest wapno, bo Deedee dostała od drzewka wysypki na całym ciele. -
Jeszcze stoi 24 grudnia 2014, 09:22
Ale tylko czekam z aparatem...Poza tym za to, co wczoraj do wieczora dałam z siebie, oczekuję co najmniej Ferrari pod tym drzewkiem. Ciasto mnie nie usatysfakcjonowało, masy było za mało, a część orzechową przypaliłam, bo szukałam przepisu na śledzie. Nic to, dzisiaj Deedee ma przyozdobić polewą. Jak spytała "jak", poradziłam, żeby walnęła "Alleluja" przez ukos.Za to trzy sałatki wyszły całkiem, całkiem. Resztę roboty odwaliła teściowa, chwała na wysokościach! Deedee pomogła jej przy uszkach i pierogach.Prezenty doszły, jak zwykle zapomniałam, że Dexter ma dziś imieniny, ale to akurat nie problem, on się o żadną ilość kasy nie obrazi. Nie doszedł jeden prezent - mój, m już trochę palpitacji dostaje, że wtopił kasę w firmę krzak. Ciekawe, co to miało być.A, zapomniałabym - świetnie się bawiliśmy przy Muppetach "Poza prawem" w niedzielę, sporo fajnych tekstów, a przy okazji nałupaliśmy kilogram orzechów włoskich. Tzn. m łupał, a my z Deedee obierałyśmy.Oczywiście koty dzielnie pomagały w przygotowaniach, Fela wychodziła z siebie, żeby skutecznie podciąć nogi, zwłaszcza jak się niesie gorący garnek. Pomogła również w studzeniu ciasta na tarasie:A kiedy nie muszę już sterczeć w kuchni, to na przykład robię pierwsze próbki wyrobów z t-shirtów:Próbowałam z pomocą naszego wioskowego informatyka spełnić marzenie m, żebyśmy sobie pograli w Sherlocka w święta, ale niestety, trzeba kupić lepszą kartę graficzną. Ciekawe, czy m jeszcze dzisiaj będzie ją kupował, czy się zlituje i wróci do domu przed 17, żeby zasiąść do wieczerzy.Byłam też w świeżo otwartym u nas Pepco, a tam stała ona, taka biedna i zziębnięta, tylko w kokardce na szyi, to się zlitowałam, przytuliłam, zabrałam do domu i ubrałam:A więc dobry uczynek też mam na koncie w te święta.WESOŁYCH! -
Nadal stoi 29 grudnia 2014, 10:39
Zapamiętać: to były bardzo miłe święta.No i prrrrezenty też były bardzo fajne. Dzieci zadowolone jak kocury w spiżarni.Dexter od razu zaczął sobie strzelać fotki:Deedee nie wiedziała, jak jeszcze bardziej można okazać radość z prezentów, więc w wielkim skupieniu otwierała kolejne paczuszki:Fela po raz pierwszy widziała takie dziwy:Za to Kera miała wszystko w głębokim poważaniu (proszę zwrócić uwagę, jak doskonale wpasowała się w moje robótki)Aura też dopisała:W związku z czym w ogóle nosa nie wychyliłam z domu do dzisiaj :-) No, spacerowa to ja nie jestem. A dzisiaj rano było minus sześć, więc bardzo przydały się norweskie rękawiczki, które znalazłam pod choinką:Dostaliśmy też, już tradycyjnie zresztą, norweski ser- był nawet pomysł, żeby zrobić zdjęcie, jak siedzimy przy stole, a na stole tylko ten ser i kompocik wigilijny :-)
Dzieci stanęły na wysokości zadania i podzieliły się zadaniami - Dexter kupił prezent tacie (flaszkę, oczywiście), a Deedee kupiła mi pojemniki, śliczne:Mój prezent od m był w super torbie (do której Fela próbowała koniecznie wejść, jeszcze pod choinką):A w środku były również same trafione zatopione:i mój ulubiony Sheridans, który oczywiście jest już wspomnieniem...Z Norwegii przyleciała jeszcze książka, z poduchami, taka raczej młodzieżowa, bo projekty są z przymrużeniem oka:Nie zawaham się ich użyć! ;-)Uff, zmęczyłam się, dalszy ciąg w takim razie jutro.PS1:Oglądaliśmy wczoraj program o pingwinach i powiedziałam do m "jeszcze 5 kilo i będziesz chodził jak one". "Ale za to jak będę pływał!" - odpalił.:-)))PS2:Teściowa nadepnęła Feli na ogon, kiedy ta jadła w kuchni. Sądząc po sile wrzasku, mamy w domu dwa koty i pumę. -
O jeżu 31 grudnia 2014, 10:35
Co mnie to choróbsko przeciągnie, to moje... Tuż zanim skończyłam 45 zaczęło się, jakbym nagle gwarancję straciła. I tak się bujam.20 listopada zarezerwowałam bilety do Norwegii, 21 zaczęło się. Najpierw złe leczenie, nie wiadomo czego, bo może grypa, a może C... WI CO. Potem już rozpoznanie i pierwsze dwa tygodnie grudnia leczenie antybiotykami, z nadzieją, że do świąt się wszystko poukłada.ALE NIE.Przed samymi świętami drugie skierowanie do szpitala, święta z duszą na ramieniu, żeby nic się nie zaczęło dziać. Przez cały czas usilne próby dostania się do jakiegokolwiek sensownego lekarza, który by mnie już sprawnie przeprowadził do operacji w wybranym szpitalu. Ale można zapomnieć, dzięki jakiemuś kretynowi mamy nieustający okres świąteczny, od 20 grudnia do 6 stycznia. Prywatne gabinety pozamykane na głucho, telefony powyłączane. Pewnie biedni lekarze poszli pracować do przychodni, za tych innych biednych lekarzy, których NFZ krzywdzi. Jednocześnie uderzam cały czas po pewnej znajomości do jednego ze szpitali, ale "rozumie pani, święta, urlopy, Trzech Króli..."Przedwczoraj wydawało mi się, że jakby objawy ustają, a wczoraj wstałam z krzesła w pracy, żeby iść do domu i jak nie gruchnie! Nie krzesło; ja. W szczegóły wdawać się nie chcę, ale wsiadłam w samochód i pojechałam na SOR. Na szczęście trafił mi się dzień, kiedy jeszcze palców nie zaczęli sobie obrywać petardami, rodzące też wypstrykały się w święta, więc poszło w miarę szybko - o ósmej byłam w domu. Wszystko jest ok, proszę przyjechać umówić się na operację.NO PRZECIEŻ PRÓBUJĘ.Co ciekawe, ten lekarz nawet miał chęć mnie od razu umówić, długo szukał w kalendarzu, potem jeszcze dłużej w komputerze, w końcu stwierdził, że nie da rady, mam przyjechać dzisiaj albo w piątek. No problemo, w końcu to tylko 30 km. Żeby przejść tę samą drogę przez mękę jeszcze raz.A dzisiaj, jakby ktoś nie miał co z dziećmi zrobić, chętnie popilnujemy z m. Jak nigdy, my, starzy imprezowicze, wyjadacze sylwestrowi, specjaliści od spontanicznych melanży, siedzimy w domu, sami. Dexter już wczoraj pojechał do dziewczyny, Deedee została w ostatniej chwili zaproszona do koleżanki, teściowa idzie z seniorami na bal do pobliskiego lokalu, a my jak te dwie sierotki zostajemy w domu.Nie, żebym narzekała ;-)