batumi

  • O mnie
  • RSS

Kategorie

    Linki

    • klara

    • pant

    • onek

    • zakurz

    • abo

    • wymu

    • bazyl

    • lisi

    • iw

    • łote

    • idiom

    • nareg

    • bez cuk

    • judy

    • rett

    • klar

    • ds

    • mig

    • O

    • 2 4

    • 4godz

    • fusi

    • anon

    • szwe

    • piep

    • barb

    • dora

    • po30

    • chud

    • DS2

    • tabli

    • zaco

    • como

    • teks

    • zuza

    • apte

    • norwe

    Archiwum

    • 2021

    • styczeń
    • 2020

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2019

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2018

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2017

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2016

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2015

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2014

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2013

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2012

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • A potem 04 stycznia 2017, 09:12

      Komentuj (7)

      Klasyczne zaćmienie umysłu wczoraj miałam. W ogóle to był dzień nietrafiony.
      Deedee miała aparat na zębach, najeździłyśmy się trochę do tej Kościerzyny, z tym aparatem i z moimi zębowymi problemikami. Teraz został jakiś drucik za dolnymi przednimi. Postanowił zacząć się odklejać, w końcu umówiłyśmy się na dzisiaj z wizytą. Naszym stomatologiem i ortodontą jest ulubiona kuzynka, ale akurat, jak wiadomo, ten śnieg i ta gołoledź itd. Postanowiłam być sprytna, co zawsze kończy się dziwnie, nie inaczej było tym razem. Przed końcem pracy obdzwoniłam ortodontów w naszym Pierdziuszczu, zdołałam umówić się do Centrum na 17.00 (trochę nie ten, bo w połowie lekcji angielskiego) i na 20.00 (też trochę nie ten, bo dwie godziny po angielskim).
      Poleciałyśmy do Centrum, udało się wejść punktualnie, zapłaciłam 50 zł i wysłuchałam analizy pana doktora, że jego metoda jest inna i się woli nie podejmować...
      Stracona lekcja angielskiego, nie udało się zrobić drucika, 50 dych w plecy i podróż do Kościerzyny w bonusie dzisiaj...
      Nie udało się też po raz kolejny umówić z koleżanką na odbiór materiałów, które leżą u niej już ponad rok, nawet jej w przeprosinach zrobiłam tego Shauna z poprzedniej notki, jako rekompensatę i bo lubię robić prezenty zupełnie bez powodu.

      A potem jeszcze pojechałyśmy poszukać pantofelków na bal gimnazjalny, bo to już tuż tuż. Oczywiście pierwsze, jakie nam się spodobały, kosztowały prawie dwie stówy. W końcu udało się znaleźć jakieś coś za 50 dych, a potem nawet znalazłam w samochodzie kartę klienta tego sklepu i zapłaciłam za pantofelki ostatecznie 27 złotych. Uf, chociaż jeden sukces.

      A potem pozostało tylko zatankować i wrócić do domu. W obuwniczym skończyła się jedna karta kredytowa, zapłaciłam drugą. Na stacji ta karta nadal nie chciała działać, wyciągnęłam drugą, też SIĘ SKOŃCZYŁA. Nic dziwnego w sumie, w grudniu trochę zaszaleliśmy, kanapa narożna, lodówka dwudrzwiowa, prezenty... Wyciągnęłam trzecią, ale byłam tak skołowana tym wszystkim, a jeszcze sąsiadka się napatoczyła w kolejce do kasy, trzeciej karty używam tylko w bankomacie, warunki ogólne inne, sytuacja nietypowa i... zapomniałam pinu.
      Dżizas. Spróbowałam dwa razy, w końcu zadzwoniłam do m, żeby poszukał i mi podał.
      A jeszcze jak na złość zatankowałam za 170 zł, a w portfelu miałam 160.

      Nie był to koniec parszywego popołudnia, bo potem jeszcze m postanowił sprawdzić, kiedy wypada przegląd firmowy mojego złotka i okazało się, że książka serwisowa wyparowała. Od trzech lat wszystkie dokumenty samochodu leżą w tym samym miejscu, w plastikowej okładce, spięte gumką z przyczepionymi do niej kluczami zapasowymi. A więc po przeglądzie rok temu prawdopodobnie książeczka nie wróciła na miejsce... Oby była w domu, bo jeśli została w serwisie, to umarł w butach.
      Ma ktoś pomysł, gdzie ona może być?

      Komentuj (7)

    • Horror drogowy i śmieszny poranek 12 stycznia 2017, 09:32

      Komentuj (3)

      Jestem tak zarobiona, że nie mam czasu od trzech dni pogadać przez telefon... Tak, tak, to do Ciebie :-)
      We wtorki, w obecnych warunkach pogodowych, mam 7 minut na zjedzenie obiadu i wyjazd na angielski. W czwartki 17 minut.

      Wczoraj było w gimnazjum zebranie i spotkanie robótkowe, też na 17. Zabrałam sąsiadkę i pojechałyśmy. Zebranie skończyło się o 18.00 (Deedee najlepsza w klasie, 5.0!), spotkanie o 19.00. Do domu dwa kilometry. Po 500 metrach zatrzymał nas zator, tir utknął w poprzek. Pojechałam przez polna drogę, bo najbliżej no i moje złotko miało okazję do próby ognia (a raczej lodu). Niestety, na ten sam pomysł wpadł przede mną jakiś Peugeot i zakopał się. Mam terenówkę, ale nie mam łopaty ani liny, więc nie pomogłam. Za mną dwie malutkie osobówki. Na szczęście udało nam się wycofać dwieście metrów tyłem. Pozostała droga przez Gołębiewo. Też wokół pole i zawierucha, ale też i sporo domów po jednej stronie, była szansa, że tak nie nawiało tego śniegu. Dobrze żarło, ale przede mną jechała córka sąsiadki, która akurat wracała z nart, małą osobówką. Kilka metrów przed tablicą naszej wsi zarzuciło ją za bardzo w prawo i wbiła się w zaspę. Próbowałyśmy ją wypchnąć, nic, na szczęście nadjechał dobry człowiek terenówką i ją wyciągnął. Powrót do domu kosztował mnie godzinę, 10 litrów paliwa i nowe siwe włosy.

      A m w Poznaniu oczywiście, do piątku...

      Dzisiaj będzie też wesoło, bo o 17 bal, trzeba dziecko zawieźć, obejrzeć poloneza, a potem o 22 przybyć na sprzątanie po balu oraz wrócić do domu. Może jej podaruję ten piątek? Zadam parę prac domowych? I testy?
      O, właśnie sobie przypomniałam, że muszę jej poszukać kogoś do pomocy z chemii, napiszę do jej nauczyciela.

      Z robótek to skończyłam wreszcie moją lalę, która uszyta była w 2015, a w 2016 robiłam jej suknię na szydełku i szyłam halkę. W końcu kupiłam włosy i mogłam ją skończyć przed świętami, ale bałam się, że jak będzie skończona to nie wytrzymam i ją komuś podaruję. W związku z tym ubrałam ją i uczesałam dopiero na Trzech Króli :-)
      I powiesiłam sobie w sypialni. A najpierw na żyrandolu:


      PS 1: No tak, z tego wszystkiego zapomniałabym o tym, co w tytule. Otóż dzisiaj rano przyjeżdża do pracy nasza pani księgowa i widzi, że pan R odśnieża siedząc na sztaplarce, a panowie M i P szuflują. Na jej żartobliwy komentarz "no tak, pan R siedzi i odśnieża, a Wy tu taką niesprawiedliwość tolerujecie?!" pan P odpowiada: "wie pani, my mamy ukończone studia, to tylko do łopaty się nadajemy..." :-D

      PS 2: Obejrzałam cudowny film -  coś tam coś tam Peregrine - Tima Burtona, a więc z marszu świetny, a do tego okazało się, że opowieść piękna i efekty specjalne - fantastyczne. Ten wrak! I skąd ja znam tego aktora??? I jeszcze Malcolm McDowell, ajajajajjjjj

      A dzisiaj zobaczyłam zwiastun filmu, który muszę koniecznie obejrzeć - Toni Erdmann. Ogłosiłam na fb, że zbieram chętnych do obejrzenia

      Komentuj (3)

    • Żyć w zgodzie naturą 13 stycznia 2017, 09:03

      Komentuj (5)

      na przykład nie spać pół nocy z powodu pełni...
      rewelacja

      Po balu najwięcej pracy było ze zniesieniem i spłukaniem wszystkich naczyń, chociaż były jednorazowe talerze i pizza, a więc dziwne. Wróciłyśmy do domu o 22.30, zanim poszłam spać, zrobiło się w pół do dwunastej, a zasnęłam o wiele później. Z kilkoma pobudkami, na przykład któryś kiciuś MUSIAŁ zakopać w kuwecie to, co narobił BARDZO DOKŁADNIE. Tak, żeby NIKT tego już nie znalazł.

      I jeszcze rano budzę się i widzę, że śnieg sypie. Ech.

      Propozycje towarzyskie zaczynają się znowu sypać, no nie wiem.

      Rozpoczęłam procedurę wizową dla Deedee, nie ma już odwrotu. Tzn. jest, dopóki nie kupimy biletu. Zaczynam szukać.

      PS: Czy droga ds mogłaby mi przetłumaczyć ten rysuneczek, bo coś czuję, że to o mnie? :-)

      Komentuj (5)

    • Hej! 17 stycznia 2017, 14:21

      Komentuj (1)

      Umówiłam się do fryzjera po pracy, superrrr!

      Czytał ktoś "Małe życie"? Bo nie mogę przebrnąć do 1/4 i nie wiem, czy warto?

      Komentuj (1)

    • I następna rozrywka 18 stycznia 2017, 10:32

      Komentuj (2)

      Zarezerwowałam wyjazd na koniec kwietnia (po egzaminach gimnazjalnych) do Sztokholmu. No żal było nie brać takich biletów - trzy osoby w obie strony 230 zł!
      Tylko potem trochę się zgarbiłam, jak zapłaciłam za hotel. I jeszcze trochę, jak sprawdziłam ceny w restauracjach... Zapomniałam, że Szwecja jest taka droga. Nic to, najwyżej trochę schudniemy :-)

      Deedee nic nie wie, może jej dam bilet na zajączka, albo dowie się dopiero po egzaminach. Za dużo od nas dostaje. Zdecydowanie.

      Komentuj (2)

    • Taka myśl 19 stycznia 2017, 08:13

      Komentuj (6)

      Jak czytam te posty na fb i widzę te wszystkie błędy ortograficzne, to chce mi się wyć. A dzisiaj osiągnęłam szczyt - zastanawiałam się, naprawdę, czy zdążyć pisze się przez ż czy rz

      Komentuj (6)

    • Owocny wyjazd 24 stycznia 2017, 08:55

      Komentuj (4)

      Wzięliśmy urlop na poniedziałek i ruszyliśmy w sobotę na podbój Wielkopolski. Szybko się dojechało, pod koziołkami zostawiliśmy Deedee, bo miała spędzić dzień ze swoją internetową koleżanką - poznały się poprzez Hetalię. Koleżanka dwa lata starsza, sympatyczna, wesoła, ale chyba mniej ogarnięta od Deedee, bo poprosiliśmy Deedee, żeby dostała się potem na dworzec zachodni, żeby było nam ją łatwiej odebrać. Koleżanka nie bardzo wiedziała, jak się dostać z rynku na dworzec we własnym mieście, Deedee zaś dała radę.
      Po przywiezieniu dziecka do domu znajomych szybki makijaż, fryzura i ruszyliśmy na bal karnawałowy. Fajna inicjatywa, pomysł taki raczej znienacka, jeden zarezerwował salę, druga zrobiła kotyliony, sąsiad powiadomił sąsiada, znajoma znajomą i... bawiło się nas około 40 - 50 osób do późnej nocy. Restauracja była w sąsiedniej miejscowości, osiem km od miejsca zamieszkania. Był kłopot z powrotem, bo jedna taksówka na okolicę i dawno zajęta. Umarł w butach. I. nas przywiozła, a potem stwierdziliśmy, że niech się dzieje wola nieba. I się działa, bo jak koło drugiej powiedziałam m, że albo wychodzimy albo usnę pod stołem, to po prostu wyszedł przed lokal, machnął ręką i zatrzymał się przed nami samochód. I uprzejmy pan powiózł nas pod dom, nie chciał pieniędzy, pojechał. Zapomnieliśmy tylko powiadomić naszych gospodarzy, że wychodzimy, ale ktoś nas widział i zameldował, że odjechaliśmy srebrnym peugeotem :-D
      Oni wyszli trochę później i trafili jeszcze do sąsiadów na afterek, mają zdrowie.
      W niedzielę pojechaliśmy po samochód i mój szal, który tradycyjnie już zostawiłam w lokalu. Szala nie dostałam, bo dali go komuś z ostatnich wychodzących (już namierzony), za to dostałam koszyczek po kotylionach.
      Obsługa lokalu trochę się na nasz widok wystraszyła, bo M wszedł po szal ze mną, dzierżąc w dłoni wielki młot Thora. Jajcarz z niego taki jest zawsze; po prostu wziął młot, bo postanowił się przy okazji pierwszy raz wykąpać w zamarzniętym jeziorze, a nie wiedział, czy będzie dziura do tego przeznaczona. Była. Wskoczył, zaniemówił i po 40 sekundach wyskoczył. Zaświecił okolicznym spacerowiczom gołym tyłkiem i wróciliśmy do domu.
      W poniedziałek leciał o szóstej rano do pracy - do Amsterdamu, trochę zachrypnięty. My zaś po śniadaniu ruszyliśmy znowu do Poznania, spełnić moje postanowienie staroroczne - kiedy zawiadamiałam mojego chrzestnego o pogrzebie mamy, to sobie obiecałam, że odwiedzę ciocię i wujka. Ciocia była sympatią mojego taty w liceum, razem chodzili do klasy, ale potem przyszła do szkoły moja mama, tata wybrał mamę, po cioci dostałam 20 lat później imię, a jej mąż został moim chrzestnym. Nie widziałam ich od własnego ślubu, jeśli dobrze pamiętam. Mają dużo szczęścia, że dożyli tak późnego wieku razem w zdrowiu. Ciocia za dwa tygodnie kończy 90 lat.
      Wypiliśmy kawkę, wujek próbował nas pęknąć ciastkami, opowiedział parę poznańskich dowcipów (jedzcie, częstujcie się, to co na stole to odżałowane!), ciocia jak zawsze miała coś z rękodzieła do podarowania Deedee - tym razem to była miska - łabędź z papieru kolorowego. W domu NIC się nie zmieniło, tylko obrazów cioci przybyło na ścianach. No i piesek - zawsze jakiegoś mieli, teraz to była znajdka ze schroniska, pokolenie nte. Zrobiliśmy sobie zdjęcie na pamiątkę i pojechaliśmy. 
      W domu czekał na nas Dexter, z ugotowanym w końcu krabem, którego wreszcie zjadł (zapowiedziałam emowi, że odtąd krewetka to max, co ze skorupiaków ma wstęp do tego domu).
      Kiedy nas nie było, teściowa obalała sołtysa naszej wsi, udało się, teraz bierze się za wójta ;-)
      Przynajmniej miała zajęcie. Dobrze, że ta zawierucha przetoczyła się, jak nas nie było, bo już mi temat sołtysa bokiem wychodził. 
      Zdążyłam jeszcze wstawić dwa prania, bo Deedee jedzie dzisiaj z kolei do Kościerzyny - sama, pks-em!
      I zrobiłam trzy następne ptaśki wielkanocne.
      I obejrzałam świetny film - polecam - UKO-JEN-IE z Anthony Hopkinsem.
      Z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć za diabła, po głowie przetaczały mi się wszystkie wrażenia z podróży i po.
      Właśnie umówiłam Deedee na spotkanie w sprawie wizy - 17 lutego.
      Over and out.

      Komentuj (4)

    • Jest 17.00 27 stycznia 2017, 17:22

      Komentuj (6)

      a ja zdążyłam zjeść obiadek i zrobić ciasto z płatków owsianych. W domu posprzątane, tylko brak kuwety zaowocował nocnym sikaniem za telewizorem... ale już opanowane. 
      No i wczoraj - kolęda i czwarta już, tradycyjna kolacja dla księdza i jego świty (dwóch dużych i dwóch małych, jest kogo karmić). 
      A zanim przyszli zdążyłam jeszcze wydać pięć kafli i kupić tego thermomixa. Dostanę go w przyszłym tygodniu. Ale jest mój. Ciekawe, jak się to odbije na moich boczkach.
      A'propos boczków, trzymam się dzielnie już miesiąc, pierwszy raz w życiu udaje mi się, na razie, połączyć dietę i ćwiczenia. Na widok knedli z mięsem stają mi łzy w oczach, ale się trzymam :-)
      Spektakularnie nie jest, ale w tym wieku to i tak sukces, że coś tam się zmniejsza.

      Tak, półtora (półtorej?) roku opieki nad leżącą osobą nauczyło mnie, że każdą chwilę wolnego czasu trzeba wykorzystać do ostatniej kropli.

      Komentuj (6)

    • Przepis 30 stycznia 2017, 09:49

      Komentuj (6)

      Proszę bardzo, ja je lubię, chociaż strasznie się kruszy. Okruchy można wykorzystać jako klasyczną granolę.

      pół kostki margaryny lub masła roztopić, wrzucić 2 szklanki płatków (jak są za grube i za twarde to czasem mielę lekko), ostudzić w zimnej wodzie

      W misce wymieszać szklankę mąki, łyżeczkę proszku do pieczenia, cukier waniliowy (niekoniecznie), te płatki z margaryną i rozbełtane jajko. Ja dodaję jeszcze żurawinę suszoną i różne takie typu pestki dyni, płatki migdałów albo słonecznik (akurat bez sensu, bo go i tak nie czuć potem). NO OCZYWIŚCIE, cukier też! W oryginale było szklanka, ja daję pół, spokojnie wystarczy.
      Do piekarnika 200 stopni, pół godziny lub chwile dłużej, kroić na gorąco, okruchy wyjadać łyżeczką :-)


      Teściowa zmusiła mnie wczoraj do wizyty w kinie, ale nie żałuję - idźcie na tę Wisłocką, świetny film. Nie przepadam za Boczarską, ale to była jej życiowa rola - mam nadzieję, że nie ostatnia. 

      Komentuj (6)

    ← →
    Copyrights © 2003 - 2011. ownlog.com | fotolog.pl
    • Szablon: maxbmx.ownlog.com
    • SEO: ageno.pl