-
Racja 13 stycznia 2015, 16:27
Trzeba dać znać po takiej notce, co się z człowiekiem dzieje. Dzieje. Dzieje.Idzie jak krew z nosa, a raczej z innej części ciała. Jak w końcu udało się dostać do sensownego lekarza, po trzytygodniowych świętach, kazał mi przyjść do szpitala w niedzielę, z możliwością pozostania, bo uznał, że półtora miesiąca leczenia różnymi antybiotykami stanowczo wystarczy. Przyszłam, spakowana, troszkę spanikowana, ale z nadzieją na rychły koniec kłopotów. Niestety, po upojnej nocce na sali, po przygotowaniu do operacji, poście (akurat to nie zaszkodzi, prawdaż) i stresie przebadał mnie ordynator i stwierdził, że nie ma obecnie wyraźnych powodów do niepokoju i mam przyjść w wyznaczonym terminie (żegnaj ponownie, Norwegio!). Ale skoro już tu jestem, to zrobią mi łyżeczkowanie, żeby sprawdzić, co tam się dzieje. Wolałabym inną promocję, ale cóż, nie będę dyskutować z pierwszym po itd...I tak to wróciłam wczoraj wieczorem do domu, z przystankami, bo m wyjechał na cały tydzień, Dexter pierwszy dzień w nowej pracy, a ja bez butów i kurtki, które czekały na moje wyjście pod koniec tygodnia w moim samochodzie pod domem...Siostra mnie odebrała, pożyczyła buty, poczęstowała obiadem, Dexter przyjechał wieczorem i odstawił do domu.Teraz dalej zwolnienie, na którym siedzę jak na szpilkach, bo ileż można szefowej opowiadać, że nie wiem, kiedy wrócę do pracy? A cała rodzina na mnie wrzeszczy, że jestem głupia i mam siedzieć w domu. Wsparcie, nie ma co. Skoro uważają, że moja praca jest tak mało ważna, to ja bardzo chętnie z niej zrezygnuję i siądę na dupie w domu. Naprawdę wolę wstawać o 10.00, wypić kawkę, posiedzieć przed kompem, poszydełkować, otworzyć wreszcie e-kramik z robótkami, posprzątać, pójść na kawkę do sąsiadki itd itp.Chociaż, z drugiej strony, o mało fioła nie dostałam, jak posiedziałam trzy dni w domu z rodzinką, zwłaszcza, kiedy sama niewiele mogłam zrobić, bo się słabo czułam. Gdybym mogła ze złości coś sobie wysprzątać, to by było trochę pożytku, a tak to mogłam tylko posłuchać, jak każdy z każdym się żre. I jeszcze cały dzień z teściową, która ma adhd. I dużo zastrzeżeń do moich dzieci. Nie mówię, że niesłusznych, ale ile można? Toż to jest babcia, ona ma je kochać i rozpieszczać, nic więcej nie trzeba. Ale jakbym miała o tym pisać, to notka mogłaby się nie zmieścić na serwerze ownloga.Zadzwoni D., to się jej wyżalę w wirtualny rękaw.PS Gorąco polecam, jeśli ktoś nie widział:1. "Zaginiona dziewczyna" z Benem Affl2. "Życie za życie" z Kevinem Spac -
Znowu racja 15 stycznia 2015, 09:56
Tyle, że jak się lubi swoją pracę i lepszej się w życiu nie widziało, a samopoczucie dobre, to się człowiek czuje jak menda, siedząc na dupie.Ale ja nie o tym - jak ktoś chce (a zwłaszcza pewna frotka), żeby nim potrzęsło, to niech obejrzy "Men, women, children" z A.Sandlerem - dobre, zwłaszcza, jak się ma dorastające dzieci i tego samego, starego, dobrze znanego męża ;-)I jest jeszcze niezły film "Niewinność" - czeski, leciał na Ale Kino, ale i w sieci widziałam. Fajna końcówka.Wczoraj, jak to na zwolnieniu, musiałam trzy razy wyjechać z domu - zawieźć, odebrać i odebrać któreś dziecko. Niedaleko, ale zawsze. Dzisiaj siedzę na dupie, będę robić swój kramik internetowy, szkoda tylko, że zdjęcia mam takie sobie w większości przypadków.Jutro za to wybywam od rana, będę dyżurować z mamą, a siostra pojedzie załatwiać sprawy.A potem weekend. Oby się nic nie działo. -
Ja nie zrobię?! 21 stycznia 2015, 09:47
Jestem z siebie potwornie dumna.Ale po kolei.Zwolnienie lekarskie wykorzystałam do cna - tzn. ten wolny czas. Co prawda, piżamę zmieniałam na strój dzienny gdzieś koło 14tej (a co, kto zabroni bogatemu?), ale było i tak jednego dnia, że zlitowałam się nad córeczką, powiozłam ją do szkoły na 7.30, wróciłam, zamknęłam bramy, koło 11.00 zlitowałam się nad syneczkiem, pojechałam po niego 3 wioski dalej, bo wracał na piechotę - dziura w pekaesach - wróciłam, zamknęłam bramy, po 15.00 przypomniałam sobie, że dzisiaj środa, trzeba odebrać córeczkę z chóru, przy okazji teściowa pojechała ze mną wymienić książki w bibliotece, kupić siódmą patelnię w Biedronce, wróciłam i już nie zamykałam bram, żeby nie zapeszyć.Zwolnienie lekarskie, koń by się uśmiał.Ale były też i dni, kiedy wywlekłam sobie na przykład z pięterka ogromny karton, a w nim wzory haftów, ale okazało się, że nie tylko. Sporo kanwy do krzyżyków, materiały na serwety i serwetki, stare Burdy i Dorki (zna ktoś Dorkę?). Stosy wzorów na hafty Richelieu (też kiedyś namiętnie uprawiałam), kaszubskie i inne (nie przepadam). A na samym dnie niespodzianka - teczka poniemiecka, podpisana po rosyjsku, a w niej prace plastyczne moich rodziców z czasów licealnych. Mama miała wtedy 17-18 lat, tata 19-20. Chodzili do tego samego liceum pedagogicznego w Sulechowie. Więcej jest prac taty, bo to jego mama (babcia Stefania) tak wszystko skrupulatnie gromadziła i przechowywała (jestem jej nieodrodną wnuczką, do tego podobną jak dwie krople wody). Moje dzieci oglądały ze mną te prace do wieczora, podziwiając dokładność i szczegóły (podpisy pisane technicznym pismem, kto, która klasa, temat pracy, "kurs niższy a" - cokolwiek to znaczy; ramka rysowana 1 cm od brzegu kartki...)I jeszcze wśród tych rysunków największa niespodzianka - jedyna rzecz, jaka pozostała po Józku - bracie mojego taty. Na dwóch kartkach narysował widok rodzinnego gospodarstwa w Tuhanowiczach (tak, TYCH). Narysował to w 1941 roku, ołówkiem, w zabawnej perspektywie. Po wojnie trafił do więzienia za AK, a po wyjściu umarł, wycieńczony i pobity przez "władze".Są to dwie połówki kartki A4, muszę teraz ładnie je oprawić i powiesić, tylko czy ktoś wie, czy mi ten ołówek nie wyblaknie czy coś, kiedy będzie wystawiony na światło? Proszę o wskazówki, jeśli ktoś się zna.Ale nie o tym w sumie miało być, tylko o tym, że jestem z siebie dumna.Bo od dawna marzyłam, żeby się nauczyć robić ażurowe chusty na drutach. O, takie:Szale już opanowałam, najgorsze ażury zrobię, byle to był prostokąt. Ale ażur rozszerzający się w półkole to już jazda bez trzymanki. No i trafiłam na wzór w jednej gazetce, gdzie była taka pięęękna chusta. Włóczkę mam - dwa kolory moheru, zgniłożółty i zgniłozielony. Oczywiście znowu na pierwszą lekcję wybrałam sobie najtrudniejszy wzór, jaki można było znaleźć. Taka karma. Zaczęłam w czwartek wieczorem sama, poległam. W piątek jechałam do siostry posiedzieć z mamą. Siostra wróciła, zasiadłyśmy razem, rozgryzałyśmy to cholerstwo na cztery druty i cztery ręce, razem i osobno. Gdyby nie zajadłość mojej siostry, która żadnemu sudoku nie przepuści i ma zacięcie matematyczne, w życiu byśmy tego nie zrobiły. Pod wieczór miałam wrażenie, że zaczynam łapać, o co chodzi, szybko wsiadłam w samochód, do domu i zasiadłam próbować. W końcu się udało. Jak zwykle okazało się, że kiedy już wiesz, o co chodzi, to faktycznie wzór i opis są słuszne, inaczej byś tego nie opisała, gdybyś chciała komuś wytłumaczyć. Ale najpierw trzeba wiedzieć, o co kaman. Zrobiłam potężną próbkę na grubych niciach, żeby się upewnić, że mnie już nic nie zaskoczy w tej chuście, a w sobotę rozpoczęłam właściwą robótkę. W niedzielę rano poprułam i zaczęłam od nowa, bo nie mogłam załapać, w którym momencie skończyłam. A dzisiaj mam już właściwie 1/3 zrobioną i wygląda świetnie. No, teraz, to będę trzepać te chusty namiętnie. Przy okazji ogłoszenie - każdą ilość włóczki przyjmę ;-)No właśnie, jakiś czas temu prosiłam o stare tshirty, zero reakcji, co jest, koleżanki i koledzy?Poza tym jeszcze sobie zaplanowałam zabudowę garderoby, żeby zrobić sobie swój kącik robótkowy, wywołałam 200 zdjęć z 2014 roku, zrobiłam kilkanaście osłonek na doniczki dla mojej siostrzenicy na nowe mieszkanie, w szpitalu walnęłam bieżniczek ananasowy (ordynator w czasie obchodu: "Lubi pani koronki robić, co?"No.2 stycznia kupiłam za pięć stów kartę graficzną, a 19 stycznia skończyliśmy z m grać w Sherlocka. Niezła inwestycja. Tym bardziej, że za chwilę otrzymaliśmy rachunek za prąd - prawie tysiąc złotych, a potem podskoczył frank. Nie ma rady, trzeba prosić o podwyżkę.A'propos pracy - z nieukrywaną radością wróciłam w poniedziałek za swoje biureczko, jednak naprawdę lubię tę pracę. I nie miejcie złudzeń - stwierdzenie, ile to ja bym zrobiła, gdybym była cały dzień w domu, to WIELKA ŚCIEMA!PS: Zapomniałabym - jeszcze przed przygodą z chustą sprawdziłam, czy umiałabym robić na drutach serwety i okazało się, że przy drugiej próbie poszło. Najgorzej jest z kilkoma pierwszymi rzędami, kiedy to trzeba zacząć od 8 oczek, podzielonych po 2 oczka na każdym drucie i przerabiać tak, żeby czasem któryś drut nie wyleciał z robótki, bo wtedy pozostaje się pochlastać i zacząć od nowa.Ale dałam radę, więc jak w tytule - JA NIE ZROBIĘ?! -
Jaki dziś dzień mamy? 23 stycznia 2015, 15:08
Wiadomo - wracamy do domu, sprzątanie, ogarnianie itp.To chyba wejdę, zjem, popaczę ...i pójdę do sąsiadki na kawę.:-) -
No przecież 26 stycznia 2015, 09:36
No przecież ja nie pokazałam mojej produkcji świątecznej, czemu nic nie mówicie?!Na nowe mieszkanie moja ulubiona siostrzenica zamówiła sobie u mnie doniczki, trochę tego zrobiłam, nie wiem, czy ma tyle okien:są jeszcze inne wzorki, ale nie wiem, gdzie posiałam zdjęcie.Dokładnie to to są osłonki, do kupienia za niewielkie pieniądze w Ikei, a świetnie się nadają, bo są bardzo szorstkie i włóczka dobrze się na nich trzyma. No i kolory naturalne, więc wszystko świetnie gra.Oprócz tego siostra dostała ładną serwetę, widzę, że jej używaChusta się robi, za jakieś dwa dni może skończę, potem będę wszystko moczyć i naciągać, a potem będę się biedzić ze zrobieniem zdjęcia takiego, żeby się nadawało do kramiku. Nielubienielubie, fuj. -
Po wizycie 27 stycznia 2015, 15:06
Byłam u mojego lekarza (świetny facet zresztą), nadal operacja aktualna, 8 lutego idę do szpitala.Ale potem za to wreszcie udało mi się na spokojnie zajechać do centrum handlowego i obkupić się za małe pieniądze. Kupiłam sobie kurtkę, jeansy, dwa swetry, golf, bluzkę i zapłaciłam 260 zł. Dodatkowy bonus - w tym sklepie mam rozmiar M :-)Od razu poczułam się taka mala...Kupiłam też roladki z łososia ze szpinakiem, wczoraj zjadłam jedną na kolację i potem próbowała ze mnie wyjść bokiem. Myślałam, że to solone orzeszki. Ale dzisiaj zjadłam drugą i znowu dziwnie się czuję. A już myślałam, że znalazłam fajny sklep rybny.Pozwoliłam kotce spać dzisiaj ze mną, a o trzeciej w nocy obudziło mnie miarowe mlaskanie - postanowiła się umyć. Mlaskała, mlaskała, w końcu machnięciem nogi pozbyłam się jej z kołdry i z pokoju. Od kołdry do podłogi nie było zbyt daleko i chyba nie zdążyła się obrócić czterema łapami w dół... -
Oooh yeahhh... 29 stycznia 2015, 08:52
Była wywiadówka, znowu musiałam udawać skromnie, że jestem zaskoczona wynikami Deedee :-)Cztery szóstki, dziewięć piątek, jedna czwórka, średnia 5,21.Można gratulować.Po wyjściu na światło dzienne okazało się, ze kupiłam sobie kurtkę nie czarną, nie granatową, tylko piękna ciemna zieleń. To tak, jakbym kupiła następną kurtkę ;-)W Dzień Babci wracam z pracy, a przed garażem wita mnie:W pierwszej chwili pomyślałam "Ulepili sobie babcię" Potem dostrzegłam słuchawkę od mp3 :-)Do wieczora doszedł jeszcze dziadek:Dziadek za to ma naszyjnik z wężyka od prysznica, a więc gender.Jak widać, moje dzieci zużyły cały śnieg z ogrodu na tę manifę.Dzisiaj rano dziadki wyglądały, jakby ktoś im spuścił manto - kapelusze fruwają po ogrodzie, nos z marchewki leży na ziemi, a głowa babci zaraz spadnie.Pewnego dnia w Jysku była promocja na poduszki:Innego dnia były przecenione serowe warkocze:A jeszcze innego dnia Deedee była sama w domu i upiekła ptysiowe ciastka:Dobre były. Ja jeszcze w życiu nie robiłam ptysiowego ciasta!"Birdman" bardzo dobry, z interesującym podejściem do muzyki filmowej, świetne zdjęcia i przejścia od sceny do sceny. A przede wszystkim - gra aktorska, co za miszcze!Z kolei "Brzuszek" - sorry, ale w ogóle nie moja bajka. To znaczy, jak na film amatorski, to nawet niezły, ale poczucie humoru nie moje, klimaty nie moje, za stara na takie rzeczy jestem chyba.Nie wiem, czy pisałam o filmie "Wish I were here" - takie lubię, a obejrzałam przede wszystkim ze względu na Zacha Braffa. Polecam bez wahania.No i jeszcze Felicja w swoich ulubionych pozycjach do spania. Najczęściej na naleśnika:Ale ostatnio polubiła też podgrzewaną podłogę w kuchni i wygląda np. tak:Jak robiłam jej zdjęcia, nawet nie drgnęła, więc ją w końcu trąciłam, żeby sprawdzić, czy żyje. A nuż umarła z głodu - w końcu trzynaście posiłków dziennie to zwykła nędza, jak tu żyć?! -
Dobry dzień 30 stycznia 2015, 15:12
Nawet podwójnie - bo dziś Matki Boskiej pieniężnej, a do tego bez proszenia dostałam podwyżkę, dwa razy większą niż się spodziewałam.Ha!A teraz produkcja zaległa, czyli bluzeczka, którą zaczęłam w lecie, a skończyłam przed styczniowym pobytem w szpitalu:i z fleszem:Tak, były czasy, kiedy moje cycki też były tak wysoko...Mam też zdjęcie próbki mojej chusty, oczywiście na zupełnie innej włóczce, żeby wzór był wyraźny:Świetnie pasowało na Kerę, jako czepek lub pelerynka, zdjęć nie będzie, bo jest na nich "muła", do tego bez makijażu.Odpowiedzi na komentarze pod poprzednią notką:zgago - prawda?zmorko - na co mi tyle poduszek? A poszewki sobie robię na drutach takie ładne. Potem będę rozdawać, a przecież nie wypada dawać po dwie czy trzy, prawda? Surogatki są chyba z... zaraz, sprawdzę... już. Wyglądo to jak gips, ale jest to jakieś tworzywo sztuczne. Parę lat temu były w Selgrosie, a m uwielbia surykatki, więc mu kupiłam w prezencie. Zabawnie wyglądają przez okno.dees - dziękuję!dora - również dziękuję:-)Dokończyłam "panią Walewską", zrobiła cycki w jakimś bliżej nieokreślonym sosie czy zupie, za to ze sporą porcją habaneros, niestety, nie pomogło. Zeżarli wszystko. A miało być na jutro.