batumi

  • O mnie
  • RSS

Kategorie

    Linki

    • klara

    • pant

    • onek

    • zakurz

    • abo

    • wymu

    • bazyl

    • lisi

    • iw

    • łote

    • idiom

    • nareg

    • bez cuk

    • judy

    • rett

    • klar

    • ds

    • mig

    • O

    • 2 4

    • 4godz

    • fusi

    • anon

    • szwe

    • piep

    • barb

    • dora

    • po30

    • chud

    • DS2

    • tabli

    • zaco

    • como

    • teks

    • zuza

    • apte

    • norwe

    Archiwum

    • 2021

    • styczeń
    • 2020

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2019

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2018

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2017

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2016

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2015

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2014

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2013

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • sierpień
    • lipiec
    • czerwiec
    • maj
    • kwiecień
    • marzec
    • luty
    • styczeń
    • 2012

    • grudzień
    • listopad
    • październik
    • wrzesień
    • Dotarliśmy więc do dwatysiąceczternastego 02 stycznia 2014, 09:57

      Komentuj (2)

      A raczej dopełzliśmy. Wróciliśmy z imprezy wczoraj po południu, tak sczochrani, że nie chciało nam się już nawet odezwać. Jak wczołgałam się do swojego łóżeczka o 22.15, to z radości całowałam poduszkę. Dzisiaj nadal jesteśmy oboje nie teges - wychodząc do pracy zauważyłam laptopa m stojącego grzecznie w przedpokoju (ale musiał się zjeżyć, jak dojechał do pracy), ja za to w samochodzie spojrzałam w lusterko i zobaczyłam, że się nie uczesałam, a w pracy spojrzałam na buty i zobaczyłam na nich rozewskie błotko... Zakwasy od tańców i morderczego spacerku wokół Rozewia mam wszędzie - nawet na plecach.

      Ale impreza była przednia, chyba najlepszy Sylwester w moim życiu.

      Zdjęć mamy mnóstwo, filmy są też, ale nie bardzo mam ochotę je oglądać ;-) Ale o tym później.

      Najpierw zaległości, czyli 23 grudnia. Zabrałam mamę do nas do domu, bo była w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym. Powiedziałam sobie "dość tego" i pojechałam, spakowałam, nawet dobrowolnie się ubrała i zeszła do samochodu. Ale w połowie drogi dostała takiego ataku histerii, że osiwiałam i ledwo dojechałam. Musiałam zatrzymać się pod dworcem w Gdańsku i odsapnąć, a ona w tym czasie spazmowała w samochodzie i krzyczała "zabij mnie, wyrzuć z samochodu". Potem właściwie straciła przytomność i do domu trzeba ją było już wnieść.
      To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.
      Prawdopodobnie był to wynik bardzo wysokiego cukru, chociaż jej nie mierzyłam, bo byłam tak roztrzęsiona i niepewna, czy doczekamy rana. Ale wygląda na to, że od dawna już nie jadła normalnych posiłków, lekarstwa brała jak jej się chciało, a żywiła się głównie cukierkami, bo jej zasychało w ustach (i koło cukrzycowe się zamyka). Nasze wizyty co 2 - 3 dni nie dawały zbyt wiele, tyle, że coś zjadła. Teraz, po 10 dniach u nas, jest w dość dobrym stanie, chociaż zdarza się, że nie może wstać z kanapy lub łóżka, bo kolana odmawiają posłuszeństwa. Staramy się znaleźć jej coś do roboty, żeby się nie zasiedziała i nie zanudziła - albo obrać warzywa do zupy, albo zrobić kisielek na deser. Obkładam ją gazetkami, krzyżówkami, telewizor gada cały dzień.  Filmów prawie nie oglądam, bo rzadko jest do obejrzenia coś, co zainteresuje mnie, a nie będzie straszyło mamy. Nie jest marudna ani wymagająca, ale na pewno potrzebuje spokoju, co przy pięciu osobach i dwóch kotach nie jest łatwe. Teściowa jest hałaśliwa i chaotyczna, m nerwowy, właściwie tylko koty zdają egzamin, bo śpią całymi dniami, a Kera upodobała sobie do spania fotel, który postawiliśmy dla mamy w salonie oraz nadal w nocy lubi pójść spać do mamy pokoju. Ja straciłam dostęp wieczorny do komputera, ale i chęć do gier fejsbukowych dość szybko we mnie umarła. Głównie spędzam czas na planowaniu wszystkich posiłków, żeby były urozmaicone i nadawały się do jedzenia również dla mamy, bo wiadomo, że musi być łatwe do pogryzienia i przełknięcia. No i sprzątam ciągle, żeby nie dopuścić do chaosu, który by nas wszystkich wykończył. Dopiero teraz widzę, jak bardzo niektóre miejsca w naszym domu nie nadają się do życia dla starszej osoby. W jej pokoju nie ma żadnej szafy ani szafki, żeby ułożyć bądź powiesić ubrania, bo są tam tylko regały z książkami. W weekend opróżnię chociaż jedną półkę, żeby poukładać sweterki i pieluchomajtki. W łazience (ciasnej, więc nie bardzo jest jak się w dwie osoby obrócić) jest prysznic, z brodzikiem wysokim po kolana. Jak w końcu ją nakłonię do kąpieli ("nie trzeba, w domu się wykąpię"), to nie wiem, czy uda mi się ją stamtąd wyciągnąć.

      Na szczęście udało się pojechać na imprezę Sylwestrową bez wyrzutów (cudzych i własnego sumienia) - siostra przyjechała i posiedziała u nas do 20.30, a my ruszyliśmy do Rozewia.
      Po drodze zgarnęliśmy B., który dojechał Polskim Busem do gdańska, chory i zły. Po drodze trochę pogadaliśmy, poprawił się nastrój, a potem już było tylko coraz lepiej.
      B w końcu zdecydował się przebrać, więc zaczęliśmy na szybkiego kombinować strój. Ja miałam czerwony szlafroczek i perukę, ktoś miał kabaretki, ktoś czerwoną podwiązkę, B miał swoje stare dżinsy, w których urżnęliśmy nogawki tak, że kieszenie wystawały :-) Umalowałam go i pognaliśmy na górę do pozostałych imprezowiczów. Trzeba przyznać, że wszyscy dopisali, strojem, humorami i potrzebą tańca. Wszyscy dojechali, chociaż było wiele przeszkód.
      Mina pani, która przyszła nas skasować za pobyt i spotkała B - bezcenna.
      "Przekomarzankom" nie było końca (ja do B w tańcu "spadaj zdziro!", on do mnie "zamknij się dziwko" - wreszcie mogliśmy sobie poużywać :-)))

      Na drugi dzień udało nam się wyczołgać na morderczy spacer wokół Rozewia (morderczy, bo dojście do plaży i powrót z niej to milion śliskich schodów - zakwasy mam wszędzie), ale taka była idea wyjazdu - pobawić się, ale i obejść to wszystko. My i K z W wróciliśmy do domu pierwszego, a reszta została jeszcze do następnego dnia, wieczorem obejrzeli zdjęcia i filmy z imprezy.
      Nie wiem, może uda mi się znaleźć chociaż jedno zdjęcie nadające się do opublikowania, ale chyba będzie ciężko...

      Jeżeli ktoś jest ciekaw, co u mnie w sferze rodzinnej, a konkretnie w stosunkach ja - m - Dexter, to nie pozostaje mi nic innego, jak odesłać do wpisów 117 i 118 szanownej Anonimki - nic dodać, nic ująć, dzięki kochana, bo już mnie ręce bolą od pisania ;-)


      Postanowienie noworoczne - PRZETRWAĆ

      Komentuj (2)

    • Jakbym znowu małe dziecko w domu miała 07 stycznia 2014, 14:03

      Komentuj (2)

      Tak się czuję ostatnio. Do kina nie bardzo jest jak pójść, pampersy trzeba kupować...

      Wróciła moja słynna nerwica "spaniowa", czyli im bardziej chcę zasnąć, tym bardziej nie mogę. Każde sapnięcie m przez sen poczytuję za oznakę jego złej woli i tego, że ma to wszystko gdzieś, a tu przecież zaraz obok dziecko śpi i może się obudzić od tego hałasu. Dwie godziny przewracam się z boku na bok, a im bardziej chcę zasnąć, tym bardziej nie mogę. A jeszcze jak przysnę, to mnie budzi jego chrapanie, więc są chwile, kiedy tylko wrodzona łagodność nie pozwala mi docisnąć dobrze tej poduszki do jego twarzy...
      A jak już dobrze zasnę, to m mnie budzi, że mama idzie do łazienki, więc się zrywam sprawdzić, czy trafiła i czy potem nie próbuje iść po schodach na piętro, bo ciągle jej się wydaje, że jej pokój jest na górze, chociaż NIGDY tam nie spała.

      Ale w kinie jednak byłam i nie żałuję. "Wilk z Wall Street" dał mi to, czego się spodziewałam - dobrą reżyserię od Scorsese, doskonałe aktorstwo od Di Caprio (jak nie dostanie tym razem Oscara, to się wnerwię) i bite trzy godziny w fotelu kinowym (na szczęście tyłek nie bolał, bo miałam miejsce z boku, a tam nie jest tak wysiedziane) oraz możliwość spotkania z sylwestrowym towarzystwem (nadal są tak zachwyceni imprezą, że już planują następne). Dawno nie byłam w tak dużym towarzystwie w kinie.
      Co do filmu - akcje i giełda nie kręcą mnie w ogóle, ale tak to zrobili, że w sumie wszystko rozumiałam, a do tego ani przez chwilę się nie nudziłam. A pierwsze pół godziny prześmiałam, więc już w ogóle.

      Zaraz mnie coś strzeli, taką długą notkę mi wcięło, że nie wiem, czy kiedykolwiek odważę się to powtórzyć.

      Komentuj (2)

    • Może spróbuję tak 07 stycznia 2014, 14:48

      Komentuj (0)

      Książki - "Domofon" Miłoszewskiego - bdb, takoż felietony Hanny Kondratiuk z Białorusi
      W trakcie - "Amerykańscy..." Gaimana
      Czeka - "Ocean na końcu drogi"

      Komentuj (0)

    • I tak 07 stycznia 2014, 14:51

      Komentuj (1)

      W piątek Armageddon - brat z siostrą wiozą mamę do geriatry. Będzie loteria - czy ona w ogóle jest w stanie jeździć samochodem, czy powtórka z rozrywki z 23go grudnia.
      Czy przeżyje fakt, że potem odwiozą ją z powrotem do mnie, a nie do domu, czy może powtórka z rozrywki.

      Bo kategorycznie nie przyjmuje do wiadomości, że nie może mieszkać sama. Codziennie wspomina o taksówce do domu. Nie rozumie, że ten pokój ma być jej i dlatego m wczoraj przykręcił tam wieszak na jej ubrania.

      Komentuj (1)

    • I jeszcze tak 07 stycznia 2014, 14:57

      Komentuj (1)

      Muszę tu odreagować dzisiejszy kontakt z lekarzem pierwszego kontaktu. Tak, na pewno był to pierwszy w tym roku kontakt i nie ostatni, bo swojej sprawy nie załatwiłam - nie wzięłam swoich wyników, więc mi nie wypisał skierowania do endokrynologa.
      Skierowania na TSH też, bo można tylko raz w roku, a więc zapraszamy w czerwcu.

      Sprawę mamy przynajmniej ruszyłam.

      W pracy powiedziałam, że spóźnię się dzisiaj z godzinkę. Taa, do lekarza weszłam już po 2,5h czekania. Pół dnia urlopu poszło w ...

      Komentuj (1)

    • Jak miło się wyspać! 09 stycznia 2014, 12:25

      Komentuj (3)

      Dzisiaj się udało :-)

      Od razu nowa jakość życia.
      Ale nie cieszmy się za długo, dzisiaj wraca m i znowu ściany sypialni będą się trzęsły...




      Bynajmniej nie od ćwiczeń łóżkowych, a od decybeli, co Wam przychodzi do głowy, świntuchy jedne ;-)


      Poza tym jako tako. Z utęsknieniem wyczekuję kuriera, który przywiezie mi parę papierków oraz Ważny Kupon, za sprawą którego być może stanę się posiadaczką nowego elektronicznego gadżetu. Gadżet ten nie jest nam w ogóle potrzebny do życia, ale do szczęścia owszem. Dlatego cały czas biję się z myślami, czy aby na pewno powinnam wywalać tyle kasy na zabawkę, kiedy w domu stoją i pierdzą stara lodówka ze starą pralką. Jak znam życie, pierdną ostatecznie jak tylko wniosę Gadżet do domu...

      Mama wczoraj wyglądała i zachowywała się tak dobrze, że obawiam się, że jutro geriatra powie "ale o co cho?"

      Bratowa nagrabiła sobie, oj, nagrabiła. Nie wiem, czy w sobotę będę miała czas z nią przysiąść i pogadać, mam również nadzieję, że przywiezie sobie swoje fajki, a nie będzie opalać naszych. Może sobie spokojnie zapalić tylko u nas, w domu ma szlaban, więc kiedy przyjeżdżają, to biega co rusz za mną do kuchni na fajeczkę. Już ja jej poświęcę czas, oj taaa...

      Tak samo bratanek - od razu po przyjeździe pędzi do kompa i rżnie w Simsy albo Minecrafta i tak do końca wizyty, przy okazji syfiąc wokół siebie i fotela wszystkim, co je. Zdaje się, że w sobotę komp się akurat zepsuje. Albo włączę skanowanie i defragmentację dysku ;-O

      A swoją drogą, to rozpuścili go jak dziadowski bicz, nie wiedziałam, że można aż tak zepsuć dziecko, chociaż sama jestem w tym mistrzynią. Siedzi przed komputerem, wchodzę do pokoju po coś, a on pyta, gdzie Deedee (poszła sobie, bo co ma patrzeć na jego plecy przez całą wizytę). Mówię, że posłałam ją po coś na górę.
      "Bo ja chcę, żeby przyszła"

      Aha

      Komentuj (3)

    • I jeszcze jedno 09 stycznia 2014, 12:26

      Komentuj (1)

      D, czekam na Twój telefon, bo zaczynam się denerwować, że coś się stało. Zadzwoń po południu

      Komentuj (1)

    • Jak mi zeżre wpis, to się wścieknę 15 stycznia 2014, 10:16

      Komentuj (2)

      Super film widziałam:
      "U niej w domu" - F. Ozon. Świetny, wciągnął, wessał (przemielił i wypluł ;-) )
      Moja ukochana aktorka - K.S.T., główny aktor też świetny. Za Emanuelle S. nie przepadam, ale złego słowa powiedzieć nie mogę. Ciekawa historia i świetne zakończenie.
      Ha!

      Teraz Deedee, ku pamięci. Jak zacznie ćpać i rzuci studia dla zarośniętego neandertala, to sobie to poczytam.
      W pierwszym półroczu VI klasy jest najlepsza w klasie i druga w szkole. Średnia 5,1, zachowanie wzorowe, a więc zostanie zgłoszona do stypendium wójta. Czy dostanie, nie wiadomo. Z naszym rodzinnym szczęściem - wątpię.
      Ma szóstkę z matematyki, a jedyne dwie czwórki trafiły się z przyrody i historii (mnie też nudziła historia jak jasny gwint, ale dlaczego przyroda? zawsze ją lubiła...)
      Swoją drogą, ciekawe, czy istnieje na świecie jakiś ciekawy sposób nauczania historii, który przyciąga uwagę dzieci i młodzieży i poza datami nie muszą potem już nic wkuwać?
      Ale wracamy do Deedee. Zasługuje na wszystko, co od nas dostaje. A dostanie jeszcze więcej :-)
      Oczywiście, jest trochę rozpuszczona, ale ma bardzo dużo własnego zdrowego rozsądku, na szczęście.

      No i mój genialny szwagier - dawno o nim nie było. Teściowa znowu chodzi jak struta, bo dostała telefon z wieściami z Chicago, że wcale nie jest tak ślicznie, jak to on ma w zwyczaju opowiadać, jeśli już zadzwoni. Pomijając fakt, że niczego się nie dorobił przez 19 lat w USA, mało tego, dorobił się i wszystko stracił - tak jak przedtem w PL. Jego wciąż żona ma z następnym facetem dom i dwuletnie dziecko, a on jeszcze się nie rozwiódł z nią. Niby jak, skoro nie ma forsy. Ale będzie jeszcze zabawniej, jak ona się skłóci z aktualnym facetem i zostanie na lodzie, a raczej na plaży na Florydzie, z dwójką dzieci, jedno szwagra, drugie nie. I wtedy zacznie ściągać haracz ze swojego wciąż męża...
      A jeszcze teraz okazuje się, że być może niewinny człowiek, który podał mu kiedyś pomocną dłoń, w zamian trafi do więzienia albo straci swój dorobek życia. Najgorsze jest to, że to jest kwestia raptem ok. 1000 USD, więc jeszcze może być tak, że m wyśle mu te pieniądze, bo przypadkiem tyle udało nam się zaoszczędzić ostatnio. A on jak zwykle to przetrwoni...

      Komentuj (2)

    • Muszę, bo się uduszę 15 stycznia 2014, 16:43

      Komentuj (5)

      JAK SPEKTAKULARNIE SPIERNICZYĆ PIZZĘ?

      Dodać do ciasta za dużo cukru i za dużo ziół, zalać ciasto zbyt dużą ilością keczupu, pokroić salami w półcentymetrowe plasterki, zapomnieć dodać pieczarki, które właśnie do tej pizzy miały być zużyte, posypać serem, przy czym potem stwierdzić, że sera było mało i zarumienić się, kiedy ktoś przypomni, że w lodówce schnie jeszcze jedna kostka sera i upiec tak, że ciasto przyklei się na amen do blachy...

      I dodam, że to nie ja byłam autorką tej pizzy :-)


      Odpowiadam:

      Cukier - do drożdży

      Mama mieszka, ale najwyżej pomaga gotować, sama nie robi, Deedee trzymałaby się ściśle przepisu i wyszłoby jej, Dextera proszę nie obrażać, bo gotuje bardzo dobrze, jeśli już gotuje.
      Autorką jest niestety osoba, która najczęściej robi obiady, czyli teściowa. Jak to mówią, na drugie ma "samo zło" ;-)

      Komentuj (5)

    • A w Sylwestra 17 stycznia 2014, 08:14

      Komentuj (8)

      nareszcie wyglądałam jak milion dolarów


      Fotosik darmowy hosting obrazków

      Komentuj (8)

    • Fajny film widziałam, dalej pozostajemy w temacie Sylwestra 20 stycznia 2014, 08:29

      Komentuj (10)

      Momenty były, ale nie takie takie, tylko takie sceny wymyślnych sposobów mordowania i okaleczania, że wymiękałam. Poza tym wydaje się, że główni bohaterowie giną jak muchy, chociaż są tymi dobrymi, co powinni dotrwać do końca filmu. No i ciacho tam takie występuje, że aż żałuję, że nie mogę zmienić daty urodzenie na późniejszą o 20 lat i zostać jego groupie.
      Tytuł zupełnie od czapy, pewnie ktoś kto przetłumaczył, filmu nie widział, bo Lawless przetłumaczył na gangster, a jedynym gangsterem w tym filmie jest przez minutę Gary Oldman. A już na pewno nie można tak nazwać żadnego z trzech braci. Tyle chwytliwych określeń bym na nich miała, a ci dają tytuł "Gangster", ech.
      Ale zobaczyć warto, dla samego Forresta chociażby :-)

      Komentuj (10)

    • Żeby nie było 22 stycznia 2014, 09:10

      Komentuj (4)

      Że ja tylko miotam się pomiędzy dwoma babciami, oglądając w biegu filmy. Robótki też mają się nieźle.
      Ze starych włóczek produkuję czapki:
      tę oddałam teściowej, bo ciągle jęczy, że dla niej to nic nie zrobię, zazdrośnica mała :-)

      Drugiej nie pokażę na razie, bo nie.

      W sobotę pod pretekstem spaceru zaciągnęłam m do Gdańska i wpadłam do pasmanterii. Po pierwszym oczopląsie wybrałam gruby kordonek, bo na pewno się przyda oraz włóczki:


      oraz jeden motek najgrubszej, jaką mieli i już po trzech pruciach w sobotni wieczór mogłam wsadzić na głowę ototo:
      Okazuje się, że jak znalazł na te mrozy :-) Prułam trzy razy, bo nie miałam wzoru na taką grubość włóczki, w końcu rozrysowałam sobie ten wzór sama i wyszło!

      Deedee również została obkupiona w strój narciarski, puściliśmy 4 stówy, bo córka sąsiadki obiecała zabierać ją ze sobą na narty. I jak obiecała, tak zrobiła, wczoraj byli (M, M i J) w Wieżycy. Jak zwykle jesteśmy z Deedee bardzo dumni, bo poradziła sobie świetnie z wypożyczeniem, karnetem i zjazdami, chociaż w Wieżycy była drugi raz w życiu, lepiej znała Przywidz. Nauczono ją jeździć bez kijków, więc powiedziała, że nie będzie ich wypożyczać, ale w końcu wypożyczyła i przydały się, w podchodzeniu pod górę. Zjechała sobie najpierw z małej górki, a potem już śmigała z dużej. Nie zgubiła komórki ani paszportu (musiała go wziąć, bo legitymacja okazało się, że leży u mnie w torebce). M i J w tym czasie uczyli się snowboardu.

      Te dwie kolorowe włóczki również przeznaczone są na czapki, chociaż na razie nie mam pomysłu, a może jeszcze wpadnę na coś innego. Z szarego moheru za to zaczęłam robić szal na drutach, ażurowy. JA - AŻUROWY. Jeszcze do tego wybrałam sobie oczywiście bardzo trudny wzór. Ale o tym nie wiedziałam, dopóki nie zrobiłam 10 cm szala. Plusem dodatnim jest to, że zajmuje to moje zmysły do tego stopnia, że już mnie nic nie denerwuje - ani m, ani katastrofy lotnicze na przemian z ubootami, ani to, że mama codziennie wybiera się do domu.
      W każdym razie, szal będzie robiony przez dłuuugie zimowe wieczory i już na wiosnę będzie gotowy :-)

      Żeby tak stopniowo wychodzić z tematu Sylwestra:
      Po pierwsze, fotka z Rozewia:

      Po drugie, to jeszcze przypomniało mi się, jak rano (czyli w południe) wstaliśmy, siadamy do śniadania, a mnie nachodzi refleksja:
      - 25 lat temu poznałam m, gdybym go wtedy zamordowała, dzisiaj bym wyszła i miałabym przed sobą jeszcze z 30 - 40 lat wolności...

      Komentuj (4)

    • HA 23 stycznia 2014, 08:57

      Komentuj (5)

      HAHAHAHAHA!

      HA!

      HA!
      HA!

      Komentuj (5)

    • Wystarczy tego hahaha 28 stycznia 2014, 09:21

      Komentuj (2)

      Pojadę, pojadę, pojadę, za dwa miesiące, ale o tym później. Na razie wróciłam do kursu na kompie i powtarzam "hola, que tal?" Nie wiem, po co, bo i tak w razie czego będę zasuwać po angielsku. Ale za to w kawiarniach będę podsłuchiwać ile wlezie :-)))

      Na razie to nastrój wywrócony na drugą stronę, bo byłam na nowym Smarzowskim i ciężko się otrząsnąć z tej beznadziei i szarości. A w domu staruszka, która pamięta głównie to, że chce do domu. 23go minął miesiąc, w tym czasie przewróciła się gdzieś 13 razy, ale do domu. Nie pamięta czasem, że jej pokój jest na dole, ale do domu. Co Ci kupić, jak będę w sklepie? Dziesięć opakowań borówek amerykańskich, będę jadła jedno dziennie w domu. I zapas leków przeciwbólowych (chociaż nic nie boli), bo w Gdyni do apteki daleko. I zgrzewkę mleka (u nas mleka nie pije wcale), żeby mieć zapas w domu.
      Ech


      Poza tym wdałam się w ten szal ażurowy i na początku żałowałam, bo wzór  truuudny, ale teraz już mi jako tako idzie. Dziś za to znalazłam zdjęcie sowiej czapki i będę próbować, aż mi wyjdzie. Domówiłam włóczki w pasmanterii internetowej. 3 stówy w ciągu tygodnia, to chyba lekka przesada, ale za to mam pasję i odskocznię.

      Kupiłam sobie w Decathlonie koszulkę i polar dla narciarzy i wczoraj w pracy się spociłam, pierwszy raz w życiu - podczas zimy.

      M pojechał wczoraj z Deedee do okulisty na kontrolę zeza, jest gorzej, na początku było pięć stopni, po ćwiczeniach 3, a teraz 8. Dała wizytówkę szpitala, który robi zabiegi, w Krakowie. Kropka.

      Komentuj (2)

    • No tak 29 stycznia 2014, 17:26

      Komentuj (1)

      Dexter się przebranżowił, bez konsultacji z nami, no przecież jest dorosły. W obliczu tego, co się dzieje w domu, nie mieliśmy nawet ochoty jakoś na to zareagować.

      M ucieka w książki, ja w robótki i książki. Wczoraj wolałam odśnieżać, niż wejść po pracy do domu.

      Ale apropopo - m czyta świetnego Pratchetta - "Ostatni bohater" - do tego ze wspaniałymi ilustracjami. Ja za to wzięłam do ręki książkę, którą Deedee czytała na konkurs (nie przedostała się do etapu wojewódzkiego) - "Czarny Młyn" Marcina Szczygielskiego. Wzięłam i już nie wypuściłam. Świetnie napisana. I do tego wiele spraw baardzo bliskich mnie i mojej rodzinie. Dobrze robi uświadomienie sobie niektórych spraw.

      A dziś przy obiedzie aż się zakrztusiłam, jak przeczytałam:
      "A co wymaga więcej odwagi: zapakowanie walizki i podróż na koniec świata w nieznane, nawet między wikingów, żeby coś zdobyć, czy pozostanie na miejscu i staranie się z całych sił, dzień w dzień, noc w noc - nawet wtedy, gdy się wie, że niczego się nie zmieni, że można, co najwyżej, wszystko podtrzymać, ale niczego się nie popchnie do przodu?"
      Dobrze mi to zrobiło po wczorajszym dniu i dzisiejszym poranku, kiedy nie mogłam zapanować nad złością i niechęcią. A przecież minął tylko jeden miesiąc...

      Komentuj (1)

    • Do obejrzenia - koniecznie! 31 stycznia 2014, 11:54

      Komentuj (8)

      Ale dobry film wczoraj widziałam - "Piąta pora roku" - proszę obejrzeć i napisać mi potem krótkie wypracowanko, jakieś 555 znaków, "Dlaczego podobał mi się ten film?"

      KONIECZNIE

      Komentuj (8)

    ← →
    Copyrights © 2003 - 2011. ownlog.com | fotolog.pl
    • Szablon: maxbmx.ownlog.com
    • SEO: ageno.pl