-
Przeczytaj to sobie, batumi 09 stycznia 2013, 08:25
zanim zachce ci się nowego kotka.W Sylwestra po powrocie z pracy ujrzałam malowniczy rzucik na ścianie w kuchni. Czyżby panowie od malowania znowu nie mogli z tym żyć i postanowili coś poprawić (przypominam - leniwiec)?Nie, to kotecki troszkę się poróżniły i efektem była stłuczona szklanka, w której były DWA CENTYMETRY wody z sokiem z aronii. JAK one to zrobiły, że metr szerokości ściany, 2,6m wysokości i filetowe kropki były nawet na suficie? A kolor ściany bynajmniej nie należy do fioletów - zimny jaśniutki szary, prawie biały.Że mnie szlag nie trafił, to się dziwię.Okruchy szklanki znajdowałam wszędzie i jeszcze przez parę dni się ukazywały (oczom zdumionego podróżnika, hehehe).To jedno.Dzisiaj z kolei zadzwonił mój budzik, a w odpowiedzi z kuchni dał się słyszeć z kuchni huk szkła. Tym razem Vader, mój czarniutki kłębuszek puchaty, kontemplował krajobraz przez okno na zlewie. Pewnie chciał zgrabnie zeskoczyć, żeby się nikt nie dowiedział, gdzie usadził swoją dupę, ale ze względu na brak jednej nogi potknął się o naczynia, które moja teściowa namiętnie ustawia na wzór łańcucha Karpat (chciałąm napisać Karpatów, bosz...) na ociekaczu. Wynik - litrowy słoik z zakrętką spadł na ziemię. Ale żeby nie było za łatwo, spadł na miskę z kocią wodą. Nie wystarczy zamieść i odkurzyć - najpierw trzeba się pobawić z papierowymi ręcznikami, wbić sobie szkło w palec, przeciąć worek na śmieci itp. rozrywki. -
Dzieci 09 stycznia 2013, 08:43
nadzieją narodu.Też.Ale ostatnio tak jakby i moją.Dexter - dostał w końcu pierwszą pensję na konto, za 5 dni pracy w tygodniu, czasem do późna w nocy, zawsze w weekendy, skapnęło mu tysiąc pln z groszami. Na razie się bidulek cieszy, przejdzie mu za kilka dni, jak zobaczy, ile mu zostało ;-)Jego radiowy głos ma zostać przetestowany profesjonalnie, bardzo mnie to cieszy, bo to naprawdę duży atut mojego synka.No i 28go zaczyna się sesja, trzymamy kciuki, tak?Z kolei Deedee...No tak, zacznijmy od tego, że m siedzi prawie w każdą niedzielę z synem sąsiadów i wkłada mu do łepetyny fizykę i matematykę. Takie mamy układy z sąsiadami, że różne przysługi sobie wyświadczamy, tę uważam za największą - mąż sąsiadki pracuje za granicą, zresztą i tak niewiele mógłby akurat w tym temacie pomóc J. A J chce być pilotem, więc pomimo braku zdolności wie, że musi to opanować.Ale w końcu puściły mi nerwy i przypomniałam m, że mamy córkę, która ma w kierunku nauk ścisłych niezłe predyspozycje, a ani razu nie zajrzał jej przez ramię, co oni tam w tej piątej klasie robią. A przydałoby się, bo przez ostatnie dwa miesiące pani od matematyki była na zwolnieniu i pomału zaczynałam mieć palpitacje.Bardzo zależy mi, żeby Deedee skończyła studia techniczne i na razie robię wszystko, aby jej to ułatwić.M w przypływie dobrego humoru (!) zaoferował się, że za każdym razem, jak jest w domu w tygodniu, posiedzi z nią i w ramach "rozrywki" poćwiczą.OKTylko, że jak zasiedli w poniedziałek, to okazało się, że jej nie ma w czym pomagać. Akurat we wtorek miał się odbyć test z ułamków w związku z powrotem pani od matematyki. Deedee rozpykała wszystkie przykłady, podśmiewając się "pod wąsem" z nas, że ją chcieliśmy zagiąć.Dlatego w końcu rozwiązali wspólnie kilka zadań z "kaktusem" i super-zagadek z podręcznika, rzeczywiście dla rozrywki.Kiedy się pakowała, m z właściwym sobie poczuciem humoru przypomniał jej:- Nie bądź aż taka pewna siebie na żadnym teście - pamiętaj, że przesadna pewność siebie zgubiła admirała Nagumo w bitwie o Midway.:-DA jak już jesteśmy przy jego poczuciu humoru:Oglądałam wczoraj odcinek serialu o XIV-wiecznej Anglii, gdzie co chwilę komuś utaczali krew albo obcinali rękę w ramach pomocy medycznej. Jeśli delikwent tego nie przeżył, to "medyk" stwierdzał, że widocznie Bóg tak chciał.Jednocześnie próbowałam rozpalić w kominku, ale ni cholery mi nie szło, w końcu machnęłam ręką i oglądałam film dalej, ocierając sople z nosa.Pod koniec powiedziałam do m:- Weź tam pogmeraj, bo znowu zagasło.M wziął pogrzebacz ze słowami:- Widocznie Bóg tak chciał. -
Ale miałam sen :-) 15 stycznia 2013, 09:12
Niestety, nie nadaje się do opisu na forum publicznym. W każdym razie zdziwiło mnie tylko, że najczęstszym eksponatem w centrum seksu były kurtki. Męskie, dziecięce, kobiece - na stołach, w gablotach, na wieszakach. Chociaż w sumie to nie takie dziwne, jak pomyśleć.Centrum seksu hłe hłe hłe.Byłam! Widziałam! AFRO MENTAL, mental afro, fajne chłopaki, a jak śpiewają. W ich wykonaniu nawet hip hop jest do przyjęcia.W końcu, chyba pierwszy raz od lat, udało nam się zaliczyć finał Orkiestry w mieście. Było super, zjedliśmy obiad w McDonalds, potem kawka w Starbucks, spacerkiem na Targ Węglowy, koncert, spacer pod choinką, grzaniec w termosie, czyli wszystko jak w obrazku pt. "Wiejska rodzina - niedziela w mieście" ;-)Wessał mnie serial "Świat bez końca", teraz dusi mnie, żeby przeczytać "Filary Ziemi", ale jestem twarda i nie pójdę do biblioteki, zanim nie przeczytam wszystkiego, co mam na stoliczku. Czyli jakieś dwa lata, przy moim obecnym tempie.Kończę serwetę dla znajomej, wreszcie będę mogła zabrać się za wyroby z czerwono rdzawego moheru, którego dużą ilość dostarczyła mi sąsiadka. Aż mnie druty świerzbią.Deedee dostała wczoraj list od dziewczyny z Niegowa, której wysyłała "Robótkę 2012". Długi list, z numerem telefonu na końcu. Teraz się zbiera w sobie, żeby zadzwonić. Ciekawa jestem, jak im się będzie rozwijała znajomość.Kotecki nic nowego nie wymyśliły ostatnio, nic się nie potłukło, nudy panie.Dexter ma już dosyć harówki nad ciastem drożdżowym, myśli dla odmiany o emigracji. Żeby on tak wytrwał przy czymś dłużej, niż dwa miesiące... "Teściu" obiecał mu etacik na dwa wakacyjne miesiące w swoim ośrodku wczasowym, o ile oczywiście nadal będą razem (Dexter i K., nie teściu) Za pensję prawie równą mojej! Wiem, to ciężka praca i tylko w lecie, ale kurka wodna, może ja się za mało cenię?!Ale mnie tu jest tak dobrze....... Już szesnasty rok. 3 lutego minie 16 lat przy tym biurku. Szesnaście lat. Nie wierzę.Martwi mnie stan zdrowia m. Może uda mi się go wciągnąć w odchudzanie? Ja zaczęłam dopiero co walkę, bo przypomniało mi się, że w tym roku idziemy na wesele. W Barcelonie również nie chciałabym, żeby mnie animalsi na plaży ratowali.Poza tym wszystko w normie, teściowa wk... mnie jak zawsze. -
No i nadszedł 18 stycznia 2013, 09:50
trzeci dzień mojego odchudzania, czyli akcja "hohoho, jak to ja schudłam, jadę na zakupy, należy mi się"No i dobrze.W tygodniu nie ma takiego szału w galeriach handlowych, można bez przepychania i czekania w kolejkach do przymierzalni przejrzeć, wybrać, przebrać itd.Obkupiłam się ciuchowo, teraz jeszcze tylko buty. BUTY! W tej kwestii to u mnie jest po prostu masakra. Dwie pary na zimę, dwie na resztę roku. Mieć więcej to abstrakcja - i tak nie pamiętam, że mam coś jeszcze.I jeszcze miałam siłę po powrocie na skrócenie spodni, jak zawsze oraz przygotowanie garderoby na dzisiaj do pracy. Z KORALAMI WŁĄCZNIE. Sama siebie nie poznaję. I jeszcze sobie kłaki ułożyłam rano, ha!I kupiłam farbę, przestanę straszyć odrostami, ale to już jutro.I skończyłam serwetę dla koleżanki z pracy, jak wyprasuję to pokażę. I dzisiaj skończę czapę - taką fajną, dużą, ciepłą, moherową. I będę ją sama nosić, bo podobno idzie mróz. Nikomu nie oddam. I dla świętego spokoju muszę zrobić czapę teściowej, co jest nie lada wyzwaniem, bo jej jest, delikatnie mówiąc, niezbyt ładnie w czapkach. Ale zrobię, bo widzę, że już trochę strzela z d..., że jej to nic nie zrobię. I chodzi w moich czapkach.W niedzielę Deedee po kościele szeptała mi na ucho, że babcia się dosyć dziwnie wystylizowała - futro brązowo - czarne, spodnie zielone, szal (mój) sraczkowato - zielony, beret (!) fioletowy i zajebiście różowa szminka. No rzeczywiście, jak to teraz sama piszę, to nie wierzę.Jakoś mi nie idzie to pisanie dzisiaj. Ale za dużo rzeczy na raz kotłuje mi się po głowie. Pamiętacię, że to w ten weekend wypadałoby odwiedzić babcie i dziadków?Idę, bo bredzę.PS: Bardzo podoba mi się, że do języka powszedniego wróciło słówko "zacnie", co prawda w trochę innym kontekście młodzież tego używa, ale również pozytywnym.PS 2: Dzisiejszy wpis sponsorowała literka "i"PS 3: Wiecie co śmieszy małego Norwega? Kompilacja sylab składających się na "GA-CIE TA-TY" Co sobie przypomnę, to też chichoczę -
Uwaga, będę publikować 21 stycznia 2013, 09:48
Moje dzieła.Najpierw Serweta dla koleżanki - nie miałam takiego dużego stołu, to zrobiłam zdjęcie na kafelkachi z fleszemMam nadzieję, że będzie pasować na jej stółA teraz czapa i "zarękawki" - miało być moje, ale oczywiście spodobało się teściowej, to znaczy czapka, więc robię drugą dla siebieOraz szal, który zrobiłam już dawno temu, ale ciągle nie chciało mi się go wyprasować - niestety, bez prasowania wyglądał jak... bo ja wiem, rurka z kremem. Zwija się strasznie. Może chociaż raz go założę?Modelka trochę smutna, bo chora, niestety.I jeszcze jedno zdjęcie, bo takie ładne :-) -
Jak to miło 22 stycznia 2013, 11:43
się dowartościować w wirtualnym świecie :-)Za wszystkie komplementy dziękuję, zaskoczyła mnie taka żywa reakcja na szal, bo robiłam go bez przekonania, a potem jeszcze leżał parę miesięcy wyprany i skręcony, w końcu poszłam za ciosem i w niedzielę wszystkie robótki poprałam, ponaciągałam, poprasowałam, fuj, jak ja tego nie lubię robić!Dora - potraktuję to jako komplement, te "nietypowe wnętrza" ;-)Ale to nie ściana, to kominek, chociaż niektórzy uważają, że windaDeedee rzeczywiście rośnie i dojrzewa jak śliwka, właśnie zaczyna mnie przerastać. Dziwnie będzie kupować buty w rozmiarze większym niż własny...M w niedzielę dorobił się pierwszego w życiu zapalenia korzonków (nie wiem, jak to się fachowo nazywa), cierpi jak prawdziwy mężczyzna - utrzymuje, że największą ulgę przynosi mu budyń waniliowy.Ale do pracy łazi. A ja pracuję nad jego przekonaniem, że przyczyną wszystkich jego dolegliwości jest nadwaga (co za eufemizm!)Co zresztą jest w większości prawdą.Jak widzę jego minę, kiedy słyszy, co może jeść, to aż mi go szkoda. Jakby kotu zabrali maselniczkę.
A ja walczę, nawet nieźle mi idzie, pod warunkiem, że o wiele więcej czasu siedzę w kuchni, bo dogadzam sobie, aż miło. Rybka za rybką, zupeczki, sałateczki jego mać. Ileż to się trzeba narobić, żeby mniej jeść! Kiełki wsuwam, bo kupiłam dwa opakowania, a akurat te nie smakują Deedee. Niedługo z uszu będą mi kiełkować.I nawet książkę wczoraj wzięłam do ręki i połowę przeczytałam! Bo nie wspominałam, że teściowa mi dogodziła i dołożyła na mój stoliczek 5 czy 6 części jakiejś sagi jakiejś Rybałtowskiej. Ale nie wciąga mnie na razie. Za to wygrzebałam ze stosiku "O dwóch Wikingach i jednej Wikingowej" i to był strzał w 10 - książeczka chudziutka, więc połowę rzeczywiście przeczytałam, zaśmiewając się do łez.Jeszcze tam czeka druga książeczka Pruszkowskiej ("Życie nie jest romansem, ale"), a zaraz idę na allegro szukać tych, których jeszcze nie mam.Do tego wszystkiego mój schorowany małżonek zlecił mi szukanie jakiejś fajnej sztuki w stołecznych teatrach w okolicach ferii.I jeszcze miałam odesłąć aneks do śmieciarzy.No to lecę.PS: Aaaa, zapomniałam - zrobiłam bardzo ładne ciasto i do tego pierwszy raz w życiu wyszła mi beza! Bardzo ładne, ale nie wiem, czy smaczne, bo nie spróbowałam. To było ciasto do szkoły, na dzień babci. Babcia również nie spróbowała, bo akurat tam, gdzie poszła na poczęstunek, mojego ciasta nie było. A może panie w stołówce je zeżarły, bo było takie dobre????? W każdym razie był to biszkopt z masą ananasową i bezą kokosową. Przepis wzięłam z netu, masa się nie zwarzyła, beza się upiekła i nie przypiekła, nie zapomniałam nasączyć, i to porządnie.Gdybym robiła dla własnych gości, to te wszystkie punkty bym zaliczyła. Tak, Zgago, jestem towarzyszką Twej niedoli.Idę już naprawdę. -
I nie wygrałam 24 stycznia 2013, 15:05
tej książki Pruszkowskiej. Ktoś mnie przelicytował, chociaż jak licytowałam, nie było chętnych. Więcej Wam nie powiem, czego szukam, bo mi wykupujecie :-)Synuś wykończył mnie troszkę dzisiaj w nocy, bo przyjechał o 0.10 do Gdańska i musiałam po niego pojechać. Poszłam więc spać o 1.00. Kręci mi się w głowie ze zmęczenia. A na dzisiejsze popołudnie założyłam sobie dwa wykluczające się plany - wizyta A. u nas i szczepienie kotów oraz kupno garnituru dla Dextera, bo pojutrze idzie do swojej K na studniówkę.Ale, jak to mówią, nie ma tego złego, bo m miał stłuczkę rano, więc do pracy nie pojechał, dostał samochód zastępczy i teraz panowie są w trakcie zakupów garniturowych. A ja mogę spokojnie przyjąć A w domu. Koty mniej spokojnie ;-)Wczoraj m był u diabetologa i dowiedział się, że ta jego cukrzyca to taka nieudowodniona, że trzeba odstawić leki i zrobić porządne badania i dopiero wtedy. Następną wizytę, z wynikami, wyznaczyli mu na 21 lutego. Zaznaczył sobie w kalendarzu, po czym naszło nas na teatr w Warszawie. Tak nas nachodzi co roku w okolicach ferii. Wybraliśmy sztukę, uzgodniliśmy z B, czy im odpowiada termin i cena (oczywiście, że nie! ale odchamić się trzeba -jak zgodnie stwierdziliśmy), kupiliśmy bilety, zaplanowaliśmy urlop i niech ktoś zgadnie, którego idziemy do teatru?Oczywiście, że 21 lutego, prawie o tej samej porze, co wizyta u lekarza. Jakbym chciała celowo, to w życiu bym tak nie utrafiła. Raczej w ciągu 15 minut nie przemieścimy się o 400 km, trzeba będzie więc lekarza przełożyć (przez kolano, hehehe).W związku z niewyspaniem jest mi dwa razy bardziej zimno, niż zazwyczaj. Zaraz oszaleję. Dłonie i stopy mam lodowate. Co do dłoni, to podejrzewam, że przyczynia się do tego krem, który ostatnio polecono mi w aptece - krem bardzo dobry i tani, naprawdę pomaga na wysuszoną mrozem skórę, ale jest mocno klejący, więc potem długo nie dotykam się do niczego, ręce lodowacieją i tak już zostaje.Wszystko za to mi przechodzi, jak wrócę do domu - i zimno, i niewyspanie. Taka to już przewrotna natura kobiety...Kiedy czekałam wczoraj wieczorem na znak sygnał od Dextera, że dojeżdża, na HBO puścili bardzo ciekawy dokument o ludziach otyłych i takich, co im się udało, o operacji żołądka, metodach skutecznych i mniej skutecznych. Tak się napatrzyłam, że głód mi zupełnie przeszedł, chociaż w lodówce czekało carpaccio z wołowiny... O, było tam też dwóch bliźniaków - po czterdziestce mieli nadwagę i obaj byli zagrożeni cukrzycą, jeden przystąpił do programu profilaktycznego, a drugi nie. Teraz są po sześćdziesiątce, jeden jest szczupły i wysportowany, oczywiście zdrowy, a drugi otyły i bierze insulinę. Daje do myślenia. -
Pokazywałam, 25 stycznia 2013, 23:26
że mam nową czapkę, tak?
No to już jej nie mam. Pierwszą natychmiast wcisnęła na głowę teściowa. Zrobiłam drugą. Siostra mnie odwiedziła.
To teraz muszę zrobić trzecią i od razu czwartą, bo siostrzenicy było w niej nadzwyczaj ładnie; i jeszcze do tego kupiła sobie torebkę, która idealnie pasuje.